Ksiądz Maciej Zięba: Alkohol przynosi chwilową ulgę. Mam żal za medialną nagonkę

2010-09-17 11:30

Dramatyczne wyznanie o. Macieja Zięby (56 l.), słynnego dominikanina, który w atmosferze skandalu zrezygnował z kierowania Europejskim Centrum Solidarności. Media atakowały go za organizację uroczystego koncertu z okazji 30-lecia Solidarności, szybko jednak wyciągnęły cięższe działa, pisząc o jego alkoholiźmie. Tylko nam duchowy opowiada, jak i dlaczego zaczął pić.

 "Cierpiałem w samotności", "umarł bliski mi Jan Paweł II" - opowiada duchowny. Załamanie, zmęczenie, śmierć papieża Polaka - wszystko to dobiło tego mężnego człowieka, który w PRL-u dzielnie działał w opozycji, a już w wolnej Polsce jako prowincjał dominikanów musiał mierzyć się z trudną sprawą współpracy o. Konrada Hejmo (74 l.) z SB. Teraz załamany, przybity medialną nagonką musi znowu znaleźć dla siebie miejsce. "Nie ufam swojej psychice" - wyznaje. Na szczęście, jak opowiada, wielu wspiera go w tym ciężkim momencie. Oto jego historia:

Przeczytaj koniecznie: Ojciec Maciej Zięba jest alkoholikiem? "To prawda"

Jakoś w 2005 roku, pod koniec mojej drugiej kadencji prowincjała dominikanów, zachorowałem na depresję. Wtedy nawet nie wiedziałem, że to choroba i że na nią zapadłem. Zsumowało się wiele czynników: brak urlopów, śmierć bardzo bliskiego mi Jana Pawła II, sprawa ojca Hejmo, która podzieliła prowincję, bliscy ludzie, na których się zawiodłem, bolesna choroba biodra. Wielu ode mnie odeszło, gdy zbliżało się zakończenie kadencji.

Depresja to prawdziwe piekło. Zostaje się samemu w zamkniętym świecie. Człowiek jest osaczony i całkowicie bezradny. Wtedy alkohol łatwo staje się antydepresantem. Przynosi chwilową ulgę, ale jest podstępny i niebezpieczny. Cierpiałem w samotności. Dopiero kontakt z psychologiem zaczął mnie wyrywać z tego stanu. Pomógł zrozumieć, co się ze mną dzieje, dostrzec, że jest to choroba, która ma swoje przyczyny i swoje skutki, pomógł reagować na stresy i zagrożenia. Mówię o tym, bo może komuś pomogę.

Depresji często nie dostrzega ani chory, ani jego otoczenie. Jedynym rozsądnym wyjściem jest wizyta u specjalisty. Wtedy właśnie otrzymałem propozycję stworzenia Europejskiego Centrum Solidarności. Znowu obudziła się we mnie pasja. Stworzyliśmy bowiem najwspanialszy ruch społeczny w historii świata i sami niszczymy pamięć o nim, trwonimy jego dziedzictwo.

Na początku 2008 r. Centrum to byłem ja, księgowa i gołe ściany. Szybko jednak udało się stworzyć zgrany zespół twórczych i pracowitych ludzi. Mieszankę rutyny z młodością. W ciągu dwóch lat wykonaliśmy gigantyczną pracę. ECS stał się znany, a przecież sporo naszej pracy pozostaje w ukryciu, jak gromadzenie archiwów czy przygotowanie muzeum.

Patrz też: Ojciec Maciej Zięba: Solidarność jest jak Nokia. To jedyna polska marka rozpoznawana na całym świecie

Mam żal o medialną nagonkę na moją osobę. Po tym, co wcześniej przeszedłem, nie ufam swojej psychice. To odbija się też na moich bliskich. Zarazem dostaję setki e-maili, SMS-ów i telefonów od ludzi znanych mi i nieznanych, młodych i starych, studentów i profesorów, aktorów i robotników, ministrów i policjantów, którzy solidaryzują się ze mną. To bardzo pomaga w takich chwilach.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki