Dla pana Piotra nic innego się nie liczy. Dwie morgi ziemi, parę zwierząt, szklarnia i ta świadomość, że daje ludziom jedzenie.
– Kilka razy w tygodniu jadę na mały ryneczek w sercu jednego z blokowisk, żeby sprzedawać, to co wyhoduję – mówi i zachwala swoje ziemniaki, kapustę, pomidory. To małe gospodarstwo rolne w samym sercu Poznania prowadzi już czwarte pokolenie.
– Nauczony jestem takiego życia i nic innego mnie nie interesuje – mówi rolnik. A to, że do jego drzwi co chwilę pukają deweloperzy dający mu grubą gotówkę za tę ziemię, ma w głębokim poważaniu. Chociaż obok buduje się duży spożywczy market, on swojej ojcowizny na bloki i markety nie odda.
– Moje dzieci niestety nie będą tej ziemi uprawiać, ale ja póki jestem zdrowy nie zamierzam inaczej żyć – zarzeka się rolnik.