Pieńczykowo. Mała Amelka cudem uniknęła śmierci. W ostatniej chwili uratował ją tata

Gdy ma się czworo dzieci, jak Sylwia (34 l.) i Grzegorz (42 l.) Glińscy ze wsi Pieńczykowo (woj. podlaskie), trzeba mieć oczy dookoła głowy. Pan Grzegorz sprzątał samochód, a jego żona zajmowała się najmłodszym synkiem Marcelem (10 mies.). Starsi synowie Kacper (9 l.) i Paweł (7 l.)bawili się przy domu z siostrą Amelką (4 l.) i kuzynem Dawidem (8 l.). Był upał i dzieci bardzo kusił staw do pojenia krów, znajdujący się na ogrodzonej "elektrycznym pastuchem" łące nieopodal domu. Trzy razy pytali mamę, czy mogą tam pójść. - Nigdy nie wolno wam tam chodzić - odpowiadała stanowczo.Ale starsi chłopcy chcieli popisać się przed kuzynem i siostrzyczką. Wbrew zakazowi, pognali nad staw.

Podczas zabawy Amelka wpadła do wody. Zaczęła tonąć. Gdy starszy z chłopców próbował ją ratować, młodszy pobiegł po rodziców. - Dobiegłam pierwsza i od razu wskoczyłam do wody. Tam nie jest głęboko, ale Amelka opiła się wody. Miała zamknięte oczy. Była cała sina - opowiada wstrząśnięta pani Sylwia. Nie wiedziała, co robić. - Na szczęście był przy mnie mąż, a on zawsze jest opanowany - mówi z dumą. Pan Grzegorz od razu przystąpił do reanimacji. Umiejętnie przeprowadzone przez niego sztuczne oddychanie i masaż serca uratowały Amelce życie. Kiedy przyjechali ratownicy medyczni, dziewczynka była już przytomna. Na wszelki wypadek trafiła do szpitala na obserwację. - Tatuś jest bohaterem, uratował mnie - mówi 4-latka i tuli się do pana Grzegorza.

Niestety, nie wszystkie wypadki nad wodą mają tak szczęśliwy finał, a policja każdego roku apeluje o rozsądek i niepozostawianie dzieci bez opieki.

Zobacz jeszcze: Kaczyński MIAŻDŻY Kopacz. Znowu jej to zrobił! Nowy spot PiS