Płk Edmund Klich: Gdyby nie Moskwa, do katastrofy by nie doszło

2011-01-14 13:27

Płk Edmund Klich, szef Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych

"Super Express": - W raporcie MAK zabrakło informacji o tym, co tak naprawdę działo się w wieży kontroli lotów na smoleńskim lotnisku. A to może być kluczowa sprawa dla wyjaśnienia przyczyn katastrofy.

Płk Edmund Klich: - Mamy rozmowy, które tam prowadzono. To materiał, z którego można wyciągnąć wiele wniosków.

- Skąd ma pan te zapisy, przecież Rosjanie nam ich nie przekazali?

- Dostałem je jeszcze w kwietniu w Smoleńsku od pana Morozowa, szefa Komisji Technicznej MAK.

- I jakie wnioski można wyciągnąć z tych rozmów?

- Sytuacja była podobna do tej w samolocie. Kontroler nie chciał przyjmować prezydenckiego tupolewa, ale jakieś zewnętrzne sugestie w efekcie doprowadziły do wydania zgody na próbne podejście.

Przeczytaj koniecznie: Kaczyński o reakcji premiera Tuska na raport MAK: Polityka premiera poniosła porażkę. MAK jest instrumentem rosyjskiej polityki

- Czy wiemy, ile osób było na wieży kontrolnej?

- Trudno z całą pewnością to powiedzieć. Na pewno był kierownik lotu, kierownik systemu lądowania i zastępca dowódcy bazy wojskowej w Twerze. Jednak czy były tam jeszcze jakieś osoby i jaka była ich rola, tego nie wiemy. Wielokrotnie wnioskowałem do strony rosyjskiej o przekazanie tych informacji i do dziś ich nie otrzymałem. Jest tam np. taki fragment rozmowy: "Panie generale, na razie jest na trawersie, wszystko włączone". Nie wiem, czy te słowa skierowane są do kogoś, kto przebywał na wieży, czy to rozmowa prowadzona przez telefon komórkowy. Rosjanie tego nie wyjaśnili.

- Kto odpowiadał za prowadzenie polskiego samolotu?

- Do momentu przed podchodzeniem samolotu do lądowania z załogą korespondencję prowadzi kierownik lotu. Potem przejmuje ją kierownik systemu lądowania, czyli ten, który mówi: "8 na ścieżce, na kursie". Ale to de facto nie jest prowadzenie, tylko informacja. Problem polega na tym, że kieruje się on wskaźnikiem radiolokacyjnym, który jest bardzo nieprecyzyjny. Żeby wiedział, na jakiej wysokości jest załoga, to piloci muszą podać swoją wysokość. W tym wypadku nie było współpracy między kontrolerami a samolotem.

- Kontrolerzy powinni domagać się tych danych?

- Obsługa naziemna nie wymusiła podania tych danych, choć powinna. Z kolei piloci też ich nie przekazali. Ta sprawa została poruszona w raporcie MAK, ale nie zostało wyjaśnione zachowanie kontrolerów. Zwróćmy zresztą uwagę na to, że załoga rosyjskiego iła, który starał się wcześniej wylądować w Smoleńsku, przekazała tę informację kontrolerom. Tu zadziałano zgodnie z obowiązującymi procedurami.

- Co wiemy na temat korespondencji wieży z Moskwą?

- Osoby obecne na stanowisku kierowania lotem przeprowadziły trzynaście rozmów, z których część to kontakt z Moskwą. Minister Jerzy Miller zapowiedział, że w przyszłym tygodniu opublikuje ich treść i wtedy każdy będzie mógł ocenić, co w nich jest.

- Kto prowadził rozmowy z Moskwą?

- Kierownik lotów i wspomniany wojskowy z Tweru.

- Czy te rozmowy mogły mieć wpływ na wydanie pozwolenia na lądowanie?

- Kierownik lotów, jeszcze zanim samolot wszedł w strefę lądowania, był zdecydowanie przeciwny temu, aby załoga lądowała. Do zgody doszło właśnie po rozmowach z Moskwą. Była ona warunkowa - tylko do wysokości decyzji, czyli 100 metrów. Gdyby polecenia kontrolera zostały wykonane, do katastrofy by nie doszło. Może w takim razie - generalizując - ludziom z obsługi naziemnej zabrakło wyobraźni, kiedy pozwolili załodze na próbę lądowania w takich warunkach atmosferycznych? O tym można i trzeba dyskutować.

- Z raportu MAK wynika, że Rosjanie bardzo dokładnie zbadali to, co działo się w kabinie pilotów, łącznie z analizą psychologiczną konkretnych osób - członków załogi. Może warto byłoby zrobić to samo odnośnie osób przebywających na wieży?

- Oczywiście. Tego zdecydowanie w raporcie zabrakło, a powinno się w nim znaleźć. Tym bardziej że wszystkie te osoby żyją i dzięki temu można by uzyskać znacznie więcej informacji.

- Dodatkowo - jak słyszymy - pojawiły się przynajmniej dwie wersje zeznań kontrolerów. Dlaczego? Jaka prawda była w nich ukryta, że Rosjanie musieli je zmienić?

- To już jest sprawa prokuratury. My mamy jedną wersję zeznań, których wysłuchaliśmy w Smoleńsku.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki