Mieszkańcy wioski nie mają wątpliwości, kto jest odpowiedzialny za tragedię. - Kiedyś szlabany tu stały, ale je zdjęli. Pewnie z oszczędności. No i przejazd śmierci nam zafundowali - denerwuje się pan Piotr. Wtóruje mu sołtys Pniewit Andrzej Grędzicki i opowiada, jak w ubiegłym roku wysmażyli petycję do kolei, żeby przynajmniej zabezpieczyła przejazd odpowiednią sygnalizacją - świetlną i dźwiękową. - I co? Kupa śmiechu! Kompletnie nas zlekceważyli! - komentuje Piotr Goliński.
Podpisy pod petycją zbierała Kamila O. (31 l.). Ona i jej mąż Filip (31 l.) najlepiej wiedzieli, jak niebezpieczny jest przejazd przez tory, bo ich dom stoi ledwie 70 metrów dalej. I w końcu sami padli jego ofiarą, próbując przejechać samochodem na drugą stronę. Teraz ona leży w szpitalu, on w szoku przebywa pod opieką rodziców, a ich dzieci lada dzień spoczną na cmentarzu...
- My tej sprawy tak nie zostawimy. Będziemy walczyć o to, by kolej została uznana za winną tej tragedii - mówi Piotr Goliński. - I nie chodzi nam o pieniądze. Bo żadna suma życia dzieciom nie zwróci, bólu Kamili i Filipa nie ukoi. Oni stracili dwoje dzieci i do śmierci będą się za to obwiniać. A przecież to nie była ich wina!
Po wycięciu chaszczy feralny przejazd wygląda całkiem porządnie. Tylko kilkadziesiąt płonących przy drodze zniczy ostrzega podróżnych przed niebezpieczeństwem. - Właśnie je sprzątam - mówi brat Kamili. - Nie chcę, żeby po wyjściu ze szpitala zobaczyła te znicze. Ona już wie, że Zosia i Mateusz nie żyją. Ale ten widok mógłby ją kompletnie załamać...
Zobacz: Pniewite (woj. kujawsko-pomorskie). Matka straciła dzieci na przejeździe, teraz walczy o życie