Pomorze. Szukała pracy straciła rękę

2016-03-21 3:00

Marzyła, że znajdzie zatrudnienie, pomoże utrzymać rodzinę, a została inwalidką. Dorota Kowalska (47 l.) z Zielinia na Pomorzu została skierowana przez urząd pracy na staż w tartaku. Tam gilotyna do drewna zmiażdżyła jej dłoń i poszarpała przedramię. Kobieta została bez środków do życia i nie ma na leczenie, bo nie przysługują jej żadne świadczenia socjalne.

Dorota Kowalska pracowała w mleczarni, ale zakład został zamknięty. - Uparcie szukałam pracy. Mamy dwójkę dzieci, a utrzymujemy się tylko z pensji męża - mówi kobieta. Długo się to nie udawało, aż wreszcie Urząd Pracy w Miastku skierował panią Dorotę na staż do tartaku w Kołczygłowach. Po jego zakończeniu pracodawca miał ją zatrudnić na stałe. Niestety...

- 6 listopada uległam wypadkowi - opisuje kobieta. - Cięłam deski gilotyną. Nagle ostrze przecięło mi rękę. Polała się krew. Nie wiedziałam, co się stało. Ból był okrutny. Trafiłam do szpitala. Lekarze powiedzieli, że ręka nigdy nie będzie już sprawna - opisuje. Dwa tygodnie później skończył się jej staż, więc urząd pracy. przyznał jej zasiłek dla bezrobotnych. Prawo do niego straciła 4 lutego tego roku. - Nie dostałam wypadkowego, chorobowego. Nie mam żadnych świadczeń! - żali się kobieta.

Urzędnicy nie mają sobie nic do zarzucenia. - Staż nie jest formą zatrudnienia, a możliwością zdobycia doświadczenia zawodowego bez nawiązywania stosunku pracy. Pani Dorota z tytułu odbywania stażu otrzymywała miesięczne stypendium - wyjaśnia Barbara Koszela, rzecznik prasowy PUP w Bytowie.

Dorota Kowalska wymaga rehabilitacji, musi przejść jeszcze dwie skomplikowane operacje. Ma szansę na rentę wypadkową, ale dopiero po zakończeniu śledztwa w sprawie wypadku. Dochodzenie trwa, biegli się zastanawiają, później będzie proces, a kobieta nie ma za co się leczyć. - Pomóżcie mi - prosi.

Zobacz także: Tragiczny wypadek w Krościenku Wyżnym. NIE ŻYJE 20-letni kierowca BMW [WIDEO]

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki