Zakonnica, różaniec, modlitwa

i

Autor: East News

Powstanie Warszawskie. Opiekunki powstańców - historia warszawskich zakonów

2015-08-01 13:25

Miron Białoszewski w „Pamiętniku z Powstania Warszawskiego” pisze: „A Sakramentki się paliły. I latały w welonach. Białych. I biły świnie i krowy. Codziennie. I rozdawały ludziom. I przyjmowały i opatrywały u siebie ludzi. Coraz większe gromady. Tysiące”.

25 sierpnia spalona wieża kościoła św. Kazimierza runęła na posadzkę. W tym czasie przebywały tam dwie siostry – Egidia i Maura. W pobliżu Maury wybuchła potężna mina. Ogień objął połowę jej głowy oraz ręce. Apteczka sióstr była pusta. Za lekarstwa musiał wystarczyć smalec. A za opatrunki służył papier toaletowy. Na kolanach zakonnicy położono ceratę, na którą ściekała ropa z ran. Gorączka sięgnęła 40 stopni. Lekarz, który obejrzał jej rany powiedział - żadnych szans na przeżycie. Zmarła, zanim kościół i klasztor zostały ostatecznie wysadzone przez Niemców 1 września. W przeddzień wysadzenia kościoła na pobliski budynek pałacu Kotowskich spadło dziesięć bomb. Przez całą noc odkopywano przywalonych gruzem. A Niemcy strzelali do nich dla zabawy. W rozpaczy wypatrywano skrawków habitów sióstr, które zostały zasypane. O czwartej nad ranem wydostano siostrę Idę. Odnaleziona cudem siostra Alojza nie zgodziła się na amputowanie przygniecionej nogi. Nazajutrz rozpoczęło się kolejne bombardowanie. Obraz płonącego przez wiele godzin kościoła sakramentek stał się symbolem ginącej Starówki.

Już pod koniec lipca w Warszawie brakowało jedzenia. Składnice jarzyn i owoców były puste. W pierwszym tygodniu powstania, zakonowi urszulanek z „Szarego Domu” na Powiślu dostarczono dużą ilość mąki z rozbitego młyna z ulicy Browarnej. Wiadomość o tym, że siostry wypiekają chleb rozeszła się szybko na Powiślu i dotarła nawet do dalszych dzielnic. W podziemnych przejściach na Tamce widniały strzałki wskazujące kierunek - „do urszulanek po chleb”. Ludzie zaczęli tłoczyć się na podwórzu. Nocą, siostry kroiły chleb, aby usprawnić jego wydawanie. Bywały dni, że oddawały swoje racje chlebowe. Poza tym kuchnia prowadzona przez siostry Urszulę Werle i Agnieszkę Kulaszewicz wydawała 1500 porcji zupy w porze obiadowej oraz około 900 śniadań i kolacji. – Przedzierał się przez linię frontu i zatrzymywał u nas mały, dwunastoletni chłopiec ze Starego Miasta. Za przeniesienie ważnych rozkazów ze Starówki do Śródmieścia i inne bohaterskie wyczyny otrzymał ragę kaprala. Dziecięca buzia uśmiechała się do gotowanego bobu, którym wypełniał sobie kieszenie. Starczał mu na długi marsz kanałami. Po jednej z takich wypraw już do nas nie wrócił – opowiada we wspomnieniach siostra.
Od 1 sierpnia klasztor został otoczony morzem płomieni – wspomina Maria Niklewiczówna, zakonnica klasztoru wizytek z Tamki – mimo, że nasz kościół znajdował się po niemieckiej stronie. W jej wspomnieniach Niemcy zabierali ze sobą kobiety, aby obierały ziemniaki dla komendantury niemieckiej. Warszawiacy przychodzili do nich po opatrunki, lekarstwa, wodę. – Miałyśmy na terenie klasztoru studnię – relacjonuje siostra - Matki przynosiły swoje niemowlęta, aby je wykąpać. Zanim ruszą w dalszą tułaczkę.

Prószył ciągle biały osad, popiół zasypywał nam oczy – pisze w relacji z powstania jedna z sióstr urszulanek z Powiśla. „Szary Dom”, które zajmowało zgromadzenie to pięciopiętrowy blok miedzy ulicami Dobrą, Gęstą i ks. Siemca. Silna konstrukcja żelbetonowa wyszła niemal nienaruszona z oblężenia Warszawy w 1939. W trakcie okupacji nazywany „twierdzą” lub „meliną”. Ze względu na liczne korytarzem i klatki schodowe oraz na dużą liczbę osób tam mieszkających. „Szary dom” nadawał się dobrze do działań konspiracyjnych. Siostry skuły nawet gruby mur, by mieć przejście do sąsiedniej kamienicy. Z chwilą wykopania poziemnych przejść komunikacja przez dom szła w cztery strony świata. Tędy w dzień i w nocy przechodziły patrole, biegali łącznicy i łączniczki, przesuwali się uchodźcy. Brudni, w łachmanach, strzępach ubrań powstańcy wczołgiwali się do piwnicy klasztoru, aby odetchnąć po wyczerpującej drodze kanałami. Siostry zaczęły szyć bieliznę i odzież dla potrzebujących. W ten sposób można było uchronić się od wszawicy, nękającej inne schrony. Na szczęście jeszcze przed wybuchem Powstania przywieziono urszulankom cały woź tkaniny.

Głodni i ściśnięci w piwnicach powstańcy z każdym mijającym dniem czuli się coraz bardziej osaczeni. Nieuchronny upadek Powstania stał się sprawą pewną. Ale nie mówili się o tym między sobą. Ani siostry nie wypowiadały prawdy na głos – Warszawa padła.

Zobacz: 71. rocznica wybuchu Powstania Warszawskiego

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki