Pożar w Jastrzębiu Zdroju. Dariusz P. wściekł się, bo myślał że rodzina nie spłonęła! NOWE FAKTY

2014-03-29 3:00

To był drobiazgowo zaplanowany mord. Pozamykał drzwi i okna w taki sposób, by żona i piątka dzieci nie mogli uciec z pożaru. Podrzucił nawet zdechłą mysz, by śledczy pomyśleli, że to z powodu przegryzionej przez gryzonia instalacji doszło do pożaru. Potem podpalił dom. Dariusz P. (42 l.) wrócił, gdy zakończyła się akcja ratunkowa. Był wściekły i przerażony, gdy dowiedział się od strażaków, że jego rodzina żyje. Wtedy zemdlał. Niestety, jego nikczemny plan się powiódł. W wyniku zatrucia zmarła żona i czwórka dzieci. Tylko 17-letni Wojtek przeżył.

Dom pozamykany był szczelnie, jakby była zima, a przecież była ciepła majowa noc. To pierwsze, o czym pomyśleli strażacy, gdy już uporali się z niewielkim zresztą pożarem w domu rodziny P. Starszy brygadier Edward Deberny (57 l.), komendant Państwowej Straży Pożarnej w Jastrzębiu-Zdroju, był wtedy na miejscu.

Dom zamknięty na wszystkie spusty

- Młody chłopak w oknie na poddaszu proszący o pomoc. A dom? Dosłownie pozamykany na wszystkie spusty. Forteca - mówi komendant. - Dziś myślę, że gdyby nie te antywłamaniowe drzwi, pozamykane rolety, to ratunek dla nich mógł nadejść kilka minut wcześniej. Być może udałoby się ich uratować - dodaje strażak.

Zobacz też: Pożar w Jastrzębiu Zdroju: Dariusza P. podejrzanego o spalenie własnej rodziny zbadają psychiatrzy

Akcja ratunkowa rozpoczęła się dokładnie o godz. 1.46 w nocy. Nie było widać, żeby w domu był pożar. Pierwsze dwie osoby udało się strażakom wyciągnąć przez okno na poddaszu. To był Wojciech i Małgorzata. Resztę dopiero po sforsowaniu antywłamaniowych drzwi.

Wtedy też, gdy już wszyscy zostali wyciągnięci z pożogi, na miejscu pojawił się Dariusz P. - Kiedy przyjechał, najpierw wpadł do domu. Szybko z niego wyleciał i podbiegł do mnie. Pytał jak rodzina. Odpowiedziałem mu, że wszyscy są albo w szpitalach, albo w drodze do nich. Wtedy złapał się za serce i zaczął omdlewać - opowiada Edward Deberny. Komendant nie wspomniał Dariuszowi P. o stanie zdrowia rodziny ani tym bardziej o tym, by ktoś nie przeżył pożaru. Czyżby już wtedy zaczął się martwić, że jego szaleńcza próba zabicia całej rodziny dla pieniędzy się nie udała? Telefon od syna Wojciecha także chyba go wyprowadził z równowagi.

Pięć ognisk pożaru w Jastrzębiu Zdroju

Już tej samej nocy na miejscu zjawili się policjanci. Próbowali ustalić, gdzie wybuchł pożar. - Pierwsze oględziny były przeprowadzane za dnia, przy świetle dziennym. Już wtedy naliczyliśmy pięć ognisk pożaru - mówi komendant PSP w Jastrzębiu-Zdroju.

Tym samym drugi punkt planu P. się nie powiódł. Policja od razu coś zaczęła podejrzewać. Zatem Dariusz P. wymyślił, że ktoś go prześladuje i to właśnie on podpalił dom - miał otrzymywać SMS-y. Jednak policja odkryła, że wysyłał jej sam do siebie. Pętla zaczęła się zaciskać. Dariusz P. był podsłuchiwany i śledzony. Dariusz P. bezwzględnie wykorzystywał ludzką ofiarność i współczucie i skrupulatnie gromadził pieniądze, które z dobrego serca przekazywali mu ludzie. - U nas w parafii były dwie zbiórki. Jak na taką niewielką parafię kwoty były duże - mówi ks. proboszcz Bogusław Zalewski (53 l.). Uzbierał kilkanaście tysięcy zotych. A przecież było jeszcze specjalne konto, na które wpływały pieniądze z całej Polski. Tylko pieniędzy z ubezpieczenia nie otrzymał - firmy odłożyła wypłacenie sum do czasu, aż zakończone zostanie śledztwo.

Zobacz też: Pożar w Jastrzębiu Zdroju - zebraliśmy DOWODY

Ksiądz proboszcz Zalewski jest w szoku. - Naprawdę, to się nie mieści w głowie. Ta rodzina wyglądała na rzeczywistą wspólnotę. Mogę to wytłumaczyć chyba jedynie jakąś chorobą umysłową - mówi.

Dariusz P. miał ok. 3 milionów długu. Pieniądze wypłacone za śmierć najbliższych miały pozwolić je spłacić. Został aresztowany na trzy miesiące. Grozi mu dożywocie.

Dowody zbrodni, które udało się ustalić śledczym

* Pożar wybuchł przez podpalenie
* Ogień podłożony został w 6 miejscach
* Żaluzje w oknach zostały opuszczone i zablokowane
* Drzwi wejściowe zostały zamknięte od zewnątrz
* Domownicy praktycznie zostali uwięzieni w środku
* Dariusz P. podrzucił zabitą wcześniej mysz, by zasugerować, że przegryzła kable elektryczne
* Dariusz P. kłamał, że w czasie pożaru był w pracy - 12 km od domu
* Tuż przed pożarem telefon komórkowy Dariusza P. logował się w pobliżu domu
* Przed tragedią ubezpieczył żonę na życie w dwóch towarzystwach na milion złotych
* Kiedy dowiedział się od strażaków, że żona i troje dzieci jeszcze żyją, nie potrafił pohamować złości
* Przed pożarem sam wysyłał sobie SMS-y z pogróżkami

Polub se.pl na Facebooku

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki

Nasi Partnerzy polecają

Materiał Partnerski

Materiał sponsorowany