Małkinia Górna: Strażak ratował ludzi, jego nie uratował nikt

2010-03-26 6:12

Tadeusz Dziewulski (56 l.) jako strażak przez pół swojego życia niósł pomoc najbardziej potrzebującym. Straszliwy los sprawił, że gdy mężczyzna sam potrzebował, by ktoś wyrwał go z topieli, bo zarwał się pod nim kawałek lodu pokrywającego Bug - nikt nie potrafił mu pomóc.

Po rozpaczliwej walce o życie pan Tadeusz zniknął w lodowatej toni. - Mój mąż 30 lat ratował ludzi, a jego nie miał kto uratować - rozpacza żona zmarłego, Krystyna Dziewulska (49 l.).

Przeczytaj koniecznie: Bielany: 6-latek uratował całą rodzinę

Państwo Dziewulscy mieszkają na uboczu, pomiędzy wsiami Zawisty Nadbużne a Małkinia Górna (woj. mazowieckie). Po ostatniej zimie woda z Bugu wylała i odcięła ich gospodarstwo od świata. Skute lodem starorzecze było dla nich jedyną możliwą drogą do sklepu czy pracy.

Feralnego dnia Tadeusz Dziewulski, były strażak, wybrał się z wizytą do córki, Anny Chojnowskiej (27 l.). Idąc po zamarzniętej rzece, miał do przebycia nie więcej niż 500 m. Nagle topniejący lód na Bugu zarwał się pod mężczyzną i pan Tadeusz w jednej chwili znalazł się w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Na rozpaczliwe wołanie tonącego o pomoc zareagowali mieszkańcy okolicznych domów, ale sami nie zdołali mu pomóc...

Na miejsce przyjechali strażacy z miejscowej Ochotniczej Straży Pożarnej. Niestety, żaden z nich, zdaniem świadków, nie miał pomysłu ani sprzętu, aby uratować swojego emerytowanego kolegę. Czas uciekał. Na miejsce tragedii dotarł w końcu patrol policji z miejscowości Brok.

Czytaj dalej >>>


Sierżant Piotr Frąckiewicz (26 l.) odpiął służbową broń, kazał się przewiązać liną i bez wahania ruszył walczącemu o życie na ratunek. Leżąc na brzuchu, posuwał się po położonej na cienkim lodzie drabinie. Dotarł do mężczyzny i chwycił go za kurtkę, a gdy mu się wysunął, narażając własne życie wskoczył za nim do wody. Niestety, nie zdołał uratować 56-latka, osłabionego długą walką. - Do końca życia będę pamiętał twarzy tego pana, jak znikał pod lodem - mówi bohaterski funkcjonariusz. - A zachowania strażaków po prostu nie chcę komentować - dodaje.

- W takich sytuacjach najważniejsze jest bezpieczeństwo ratowników - tłumaczy swoich podwładnych st. bryg. Józef Warchoł, z-ca komendanta Państwowej Straży Pożarnej w Ostrowi Mazowieckiej. - Nie było mnie na miejscu, ale przyjrzę się tej sprawie - obiecuje komendant. Ciała pana Tadeusza dotychczas nie znaleziono.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki