- Miałam tylko jego - szlocha zrozpaczona kobieta. Po chwili ociera łzy i drżącym głosem opowiada o mrocznym dzieciństwie 12-letniego chłopca. - Ojciec Marka przegrał w karty mieszkanie i wyjechałam do Anglii zarobić. Miał się zająć Markiem, ale po kilku miesiącach przyprowadził dziecko do mojej mamy i zostawił bez ubrań, zabawek, nawet bez książeczki zdrowia. Wtedy wróciłam do Polski - pani Gabrieli łamie się głos.
Nie wiadomo, czego doświadczył Marek pod opieka ojca. - Zauważyłam, że jest pobudliwy. Nie słuchał się mnie, ale też nie sprawiał kłopotów - mówi mama. Innego zdania byli psycholodzy z Rodzinnego Ośrodka Diagnostyczno-Konsultacyjnego w Gdańsku. Stwierdzili u chłopca zaburzenia zachowania i tendencje do rywalizacji, orzekli, że w sytuacjach konfliktowych może reagować niestosownie do bodźców. Skutek? Sąd rodzinny skierował Marka do ośrodka opiekuńczego.
- Walczyłam, żeby mi go oddali. Na próżno. A tam musiało się źle dziać, bo w lutym Marek wraz z dwoma kolegami uciekł z ośrodka. Ze szkoły też uciekł, trzy dni przed tragedią - mówi matka.
9 marca wieczorem zwłoki Marka znaleziono w łazience. - To było samobójstwo, wstępnie wykluczyliśmy udział osób trzecich - wyjaśnia Jolanta Janikowska-Matusiak z Prokuratury Rejonowej Gdańsk-Wrzeszcz. A władze miasta zarządziły w ośrodku opiekuńczym kontrolę.
Zobacz: Tragedia w Szamotułach. 14-latka miała dosyć życia i połknęła 50 tabletek