Seryjny DZIECIOBÓJCA Mariusz Trynkiewicz przed wyjściem z więzienia: Znów BĘDĘ MORDOWAŁ

2012-10-01 14:02

Arturek Kawczyński (+ 12 l.) miałby dzisiaj 34 lata. Pewnie byłby wspaniałym ojcem, a w weekendy odwiedzałby z całą rodziną swoją mamę Mirosławę (54 l.). Ale Arturka już nie ma. 22 lata temu wpadł w łapska seryjnego mordercy dzieci. Mariusz Trynkiewicz (48 l.) zwabił go do swojego mieszkania i tam bestialsko zamordował. Artur był jego ostatnią ofiarą. Przed nim potwór uśmiercił jeszcze trzech chłopców. Za 3 lata mija termin jego 25-letniej odsiadki, a Trynkiewicz już szykuje się do wyjścia na wolność. Chce zmienić nazwisko, by, jak mówił, móc normalnie funkcjonować w społeczeństwie. Wszyscy jednak pamiętają jego słowa z procesu, podczas którego powiedział: - Po wyjściu z więzienia nadal będę zabijał chłopców. To silniejsze ode mnie.

ZOBACZ: "Śmierć Mariuszowi Trynkiewiczowi" na Facebooku ma trzy tysiące fanów

Mariusz Trynkiewicz (48 l.) to jeden z najmroczniejszych bandytów, jakiego nosiła ziemia. Jego zbrodnie w 1988 roku wstrząsnęły całą Polską. 26-letni wówczas Trynkiewicz, były nauczyciel wychowania fizycznego, tuż przed wakacjami dostał zgodę na przerwę w odbywaniu kary półtora roku więzienia za czyny lubieżne wobec dwóch 12-letnich chłopców. Oficjalnie z powodu choroby matki.

Ale matką zajmować się nie miał zamiaru. Pociąg do nieletnich chłopców był silniejszy od niego.

Przeczytaj koniecznie: Łódź: Więźniowie chcą zlinczować Janusza T., policjanta-dzieciobójcę

4 lipca 1988 roku przypadkowo spotkał Wojtka P. (+ 13 l.). Trynkiewicz zaproponował chłopcu zapisanie się do sekcji strzeleckiej i wyjazd na obóz młodzieżowy. Zaprosił dziecko do swojego mieszkania. Tam najprawdopodobniej wykorzystał seksualnie, a następnie wepchnął mu gąbkę do buzi i udusił. Potem ciało zapakował do pudła i wywiózł do lasu. Szkielet Wojtusia znaleziono dopiero we wrześniu tego samego roku. Zanim to nastąpiło, zbrodniarz znów zaatakował.

29 lipca Trynkiewicz zamordował trzech innych chłopców - Artura Kawczyńskiego (+ 12 l.), Tomasza Łojka (+ 11 l.) i Krzysztofa K. (+ 12 l.). Zaprosił ich do siebie, by obejrzeli wielkie akwarium z rybkami. Ale w jego domu czyhała na nich śmierć. Morderca chwycił za nóż i zaatakował dzieci.

Malcy byli tak przerażeni, że nawet się nie bronili. Zwyrodnialec zapakował ich zwłoki w pościel, pod osłoną nocy wywiózł je do lasu, oblał benzyną i podpalił.

W ręce policji wpadł po kilku tygodniach. Szybko zasiadł na ławie oskarżonych. Pytany w trakcie procesu przez sędziego, czy po wyjściu na wolność mordowałby chłopców, bez namysłu odpowiedział: - Tak! Na pewno tak!

Sąd w Piotrkowie skazał go na poczwórną karę śmierci. Ale Trynkiewicz nie zawisł na stryczku. W 1989 roku rząd ogłosił amnestię i karę śmierci zamieniono mu na 25 lat więzienia. Wówczas w kodeksie karnym nie było kary dożywocia. Odsiadywanie wyroku skończy w lutym 2014 roku.

Tymczasem biegli, którzy go badali, byli zgodni: ten pedofil zawsze pozostanie pedofilem. Jeżeli zabijał, może to robić dalej. Rodzice zabitych chłopców są wstrząśnięci i z niepokojem wyczekują daty wyjścia potwora na wolność.

Patrz też:  Lublin: Dorwałem pedofila, a prokurator go wypuścił

- Życia naszych dzieci nic już nie wróci, ale jeżeli władze nic z nim nie zrobią, to po wyjściu na wolność znów będzie mordował - załamuje ręce Mirosława Kawczyńska (54 l.). - Powinien trafić na leczenie do zamkniętego oddziału psychiatrycznego. Do końca życia!

Tymczasem Trynkiewicz już rozpoczyna przygotowania do życia na wolności. Wystąpił o zmianę nazwiska. Po to, by opuszczając mury więzienia być nierozpoznawalnym.

- Gdy on wyjdzie, życie niewinnych dzieci będzie zagrożone - przestrzega Maria Łojek (58 l.), mama Tomka.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki