Grzegorz Nowak (48 l.) wczoraj pochował ukochaną żonę. Przeżyli razem 25 lat, cztery miesiące temu doczekali się wnuczki. Pani Marzena mogłaby żyć i cieszyć się rodziną, gdyby nie horror, jakim jest leczenie się w polskiej służbie zdrowia!
Kobieta źle się poczuła w środę, tydzień temu. Odczuwała silny ból w plecach. Jej mąż wezwał karetkę. Ta około godziny 19 zawiozła panią Marzenę do szpitala w Łagiewnikach pod Łodzią. Mąż pojechał za nią. - Po godzinie z izby przyjęć wyszedł lekarz i powiedział, że to lumbago (ból okolicy lędźwiowej - przyp. red.). Przepisał żonie leki przeciwbólowe i odesłał do domu - mówi pan Grzegorz.
W nocy stan chorej pogarszał się z minuty na minutę. Zaczęła wymiotować, rano nie była już w stanie poruszać kończynami, miała trudności z oddychaniem. Pogotowie przetransportowało ją do innego szpitala - im. Biegańskiego. Tam po około dwóch godzinach zdiagnozowano tętniaka aorty. Konieczna była operacja. Ale w tej placówce nie ma oddziału kardiochirurgii. - Dlatego nasi lekarze skontaktowali się z Centrum Kliniczno-Dydaktycznym, gdzie na pacjentkę miała czekać sala operacyjna - wyjaśnia Emilia Walas-Frankiewicz, rzeczniczka szpitala.
Około południa chora trafiła do CKD - najnowocześniejszego szpitala w Łodzi. Tam miała być operowana. Tymczasem ku zaskoczeniu jej bliskich po czterech godzinach odesłano ją do kolejnego szpitala - MSWiA. Dopiero tam trafiła na stół operacyjny. Na ratunek było już jednak za późno. O godzinie 17.30 zmarła w trakcie zabiegu.
Ani w szpitalu w Łagiewnikach, gdzie postawiono błędną diagnozę, ani w szpitalu CKD, gdzie nie odbyła się planowana wcześniej operacja, nikt z nami nie chciał rozmawiać.
- Największy żal mam do pierwszego szpitala. Ale w tym wypadku najbardziej winny jest cały system służby zdrowia. Może o tym powinni debatować kandydaci na prezydenta! - mówi pan Grzegorz.
Sprawdź: WSZYSTKIE ODCINKI SALI OPERACYJNEJ NA FOKUS.TV