Ta tragedia wydarzyła się prawie rok temu, 11 maja. Cztery dni wcześniej Tomek obchodził 27. urodziny. Miał wiele planów - chciał się żenić, budować dom, a spoczął na cmentarzu w Jerutkach obok swojego ojca. Jego rodzinny dom znajduje się tuż za ogrodzeniem. - Teraz z podwórka patrzę na mogiłę męża i syna. Nie taka jest kolej rzeczy. To dzieci powinny chować rodziców, a nie odwrotnie. Ale najgorsza jest świadomość, że on konał w samotności i bólu - płacze pani Halina.
Ciało Tomka zauważył kierowca ciężarówki. Leżało w rowie na trasie Szczytno - Olszyny. Obrażenia na ciele wyraźnie wskazywały na potrącenie. Zawiadomiona o wypadku policja przez miesiąc szukała sprawcy tragedii. Okazało się, że mieszka w gminie Świętajno - tej samej, z której pochodził Tomek.
Adam P. nie przyznał się do spowodowania wypadku. Winą obarczył Tomka, który nocą szedł w terenie nieoświetlonym i nie miał na sobie odblasków. Zgodził się jedynie z zarzutem, że nie udzielił rannemu człowiekowi pomocy i odjechał. I taką też kwalifikację przyjęła prokuratura, a później szczycieński sąd. A ponieważ Adam P. wyraził skruchę i dobrowolnie poddał się karze, wyrok był wyjątkowo łagodny - rok więzienia w zawieszeniu na trzy lata.
- I gdzie tu sprawiedliwość? - pyta pani Halina. - Normalnie jak człowiek zwierzę potrąci, to wysiada i patrzy, co się stało. A on człowieka przejechał i uciekł! Czy to nic nie znaczy? A to, że przez miesiąc się ukrywał, też nie ma znaczenia?