Wrocław, pl. Uniwersytecki. To samo centrum zabytkowego starego miasta, tuż przy gmachu Uniwersytetu Wrocławskiego. Stoi tam 130-letnia kamienica, która należy do miasta. Do niedawna zamieszkiwało ją kilka rodzin. Miasto postanowiło jednak budynek wyremontować. - Żeby później sprzedać - mówi nam Grzegorz Walczak, głowa rodziny.
W swoim mieszkaniu żyli w sześć osób: partnerka Grzegorza i dwójka ich dzieci - Oliwia i Sara, oraz córka mężczyzny Agnieszka z córeczką Nikolą.
- Budynek jest w fatalnym stanie technicznym i remont był koniecznością. Zaproponowaliśmy państwu lokal zastępczy - mówi Urszula Hamkało, rzeczniczka Zarządu Zasobu Komunalnego we Wrocławiu. - Ale miał tylko 27 mkw. Przecież byśmy się tam nie zmieścili! - ripostuje pan Grzegorz.
W efekcie rozpoczął się remont, a rodzina Walczaków wciąż mieszkała w budynku i ani myślała się wyprowadzić. Budowlańcy zerwali tynki, ściągnęli dach, wyłączyli prąd, gaz. W kamienicy na pewno nie było bezpiecznie.
Ale to, co wydarzyło się później, przechodzi ludzkie pojęcie! Sprawą bowiem zainteresował się sąd.
I wydał postanowienie, na mocy którego córki zabrano zarówno Walczakom, jak i pani Agnieszce. Dzieci zostały przekazane opiece społecznej.
To nie koniec! Dodatkowo urzędnicy donieśli na rodzinę do prokuratury, która teraz bada, czy narażali zdrowie i życie dzieci. W urzędzie przypominają też, że rodzina Walczaków przez długi czas nie płaciła czynszu i w ubiegłym roku zaocznym wyrokiem została skazana na eksmisję.
- Wszystkie należności już dawno uregulowaliśmy. I nie poddamy się. Jesteśmy ofiarami urzędników, którzy chcą się nas pozbyć, bo planują sprzedać kamienicę, a my im w tym po prostu przeszkadzamy. Z dziećmi widujemy się bardzo często, chcemy, żeby do nas jak najszybciej wróciły - mówi Grzegorz Walczak.
SUPER TEMAT - oglądaj dziś o godz. 18:55 w NOWA TV