Tragedia 53-latka! "Pobili mnie kiedy łapałem pokemony"

2016-07-28 7:00

Złamana noga, uszkodzony kręgosłup, pogruchotane żebra i kości czaszki - tak skończyło się dla Roberta Żmudy (53 l.) z Lublina łapanie pokemonów. Kiedy z przyjacielem szukał w nocy wirtualnych stworów, napadli na niego bandyci. - Chcieli się na mnie wyżyć, przeszkadzało im, że dobrze się bawimy - mówi, leżąc na szpitalnym łóżku.

Choć interaktywna gra Pokemon Go! pojawiła się na rynku nie tak dawno, ma już miliony miłośników. Ściągnięta na smartfon aplikacja przenosi nas w świat pokemonów, który miesza się z rzeczywistością. Gracz tropi wymyślone stwory w jak najbardziej prawdziwym świecie, chwyta je i trenuje, aby brać udział w różnorodnych zadaniach. A wszystko to w plenerze.

- To wspaniała gra dla ludzi, którzy nie chcą siedzieć w domu przed telewizorem czy komputerem. Wiek nie ma znaczenia, ja jestem najlepszym tego przykładem - mówi pan Robert, który "trenerem pokemonów" został dwa tygodnie temu. - Zachwyciłem się tym jak nastolatek.

Nic dziwnego, że w piątek po pracy wybrał się na poszukiwanie stworków. Był z kolegą, którego wprowadzał w tajniki gry. Osiedle Botanik, po którym się kręcili, leży na obrzeżach Lublina, graniczy z terenem byłego poligonu wojskowego. Było późno, ok. 1 w nocy, a oni byli głośno. Ale dwoje młodych, na oko dwudziestoparoletnich ludzi, nie chciało ich uciszać. Chcieli bić.

Dziewczyna i chłopak ubrani byli w wojskowe spodnie, kamizelki i ciężkie buty. Rozpierała ich zła energia. Potężnym kopniakiem zwalili Żmudę z nóg i zaczęli masakrować. - Traktowali mnie jak worek treningowy. Uciekli, kiedy ktoś zaczął głośno wołać o pomoc - mówi pan Robert. Leży ledwo żywy w szpitalu, ale z pokemonów się nie wyleczył. - Dalej będę grał. Tylko ostrożniej - dodaje.

A bandyci? Szuka ich policja.

Zobacz: Pokemon Go jak wspólnota religijna? Co stoi za sukcesem gry?

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki