Tragedia w Tychach. 64-latek zabił Nadię i Igorka na pasach

2015-12-19 13:39

Śmierć spotkała te dwa aniołki na drodze. Na przejściu dla pieszych, gdzie teoretycznie nic złego nie powinno im się stać. Kiedy jeden z kierowców zatrzymał się przed zebrą, mama z wózkiem, w którym byli Igorek (+1 rok) i Nadia (+4 l.), weszła na jezdnię. Wtedy uderzył w nich drugi samochód jadący prawym pasem. Maluchy zginęły na miejscu.

W czwartek po południu mama zabrała Igorka i Nadię do galerii handlowej przy ul. Towarowej w Tychach. Zrobiła świąteczne zakupy. Około godz. 19 wyruszyli do domu. 25-letnia kobieta wiozła dzieci w wózku. Podeszła do przejścia dla pieszych. Pokonała jedną nitkę jezdni. Stanęła przed drugą. Kierowca auta nadjeżdżającego lewym pasem zatrzymał się, by przepuścić matkę z dziećmi. Kobieta weszła na zebrę. Nagle prawym pasem nadjechało rozpędzone renault megane. Uderzyło w wózek z dziećmi. Dosłownie zmiotło go z jezdni, wyrywając z rąk przerażonej mamy. Wyrzucone w powietrze maluchy przeleciały kilkanaście metrów. Upadły w pobliżu przystanku. Na miejscu szybko pojawili się ratownicy. Niestety, lekarze mogli tylko stwierdzić zgon dzieci. Ich mamie nic się nie stało.

- Kierowca, który spowodował wypadek, był trzeźwy. Prosimy wszystkich świadków o kontakt. Zwłaszcza kierowcę, który na lewym pasie zatrzymał się przed przejściem dla pieszych - apelowała Barbara Kołodziejczyk, oficer prasowy tyskiej policji.

Na miejscu wypadku palą się znicze. Wczoraj był tam także dziadek dzieci. - Jak można się nie zatrzymać przed przejściem? Wnuki były moją jedyną radością na tym świecie. Choruję na raka i one mnie trzymały przy życiu - mówił kompletnie załamany mężczyzna.

O kierowcy na razie niewiele wiadomo. To 64-letni mieszkaniec Mikołowa. Został zatrzymany i wczoraj przesłuchany przez prokuratora. Może mu grozić do 8 lat więzienia.

Zobacz także: Zaginął 20-letni Dawid Tkocz. Widziałeś go?

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki