Łukasz i Julia spotykali się od kilku miesięcy. Mieszkali kilka kilometrów od siebie. On z rodzicami w Krzywym Kole, a ona z mamą i młodszym rodzeństwem w Suchym Dębie. W niedzielę zakochani wybrali się na romantyczny spacer nad morze, do rezerwatu Mewia Łacha. Towarzyszyło im młodsze rodzeństwo Julii - Klaudia i Kamil. Zbierali muszelki, wpatrywali się w morze i na piaszczystą łachę, na której często wypoczywają foki.
Nagle w rejonie Świbna, nieopodal miejsca, gdzie Wisła wpływa do Bałtyku, podczas spaceru po stromym betonowym umocnieniu, na które nie wolno wchodzić, Julia poślizgnęła się i runęła do wody. Nie umiała pływać. Łukasz chciał ją ratować i wskoczył za nią. Próbowali wydostać się na brzeg, ale nie mieli sił wspiąć się po stromym i śliskim umocnieniu. Po kilku minutach na oczach zszokowanych dzieci zniknęli pod wodą.
- We wtorek przy użyciu sonarów wyznaczyliśmy cztery punkty, w których mogły się znajdować ciała, i wieczorem je odnaleźliśmy. Były 40 metrów od miejsca, gdzie zaginieni wpadli do wody - relacjonuje Erwin Mazur z Państwowej Straży Pożarnej w Gdańsku.
We środę rano rodziny Julii i Łukasza rozpoznały zwłoki. - Teraz czekamy na wyniki sekcji zwłok, która ma wskazać przyczyny śmierci - wyjaśnia Aleksandra Siewert, rzeczniczka policji w Gdańsku.
Zobacz także: BYDLAK! Znalazł ranną (?) sarnę po czym PODERŻNĄŁ jej gardło!