Spór przedsiębiorców z ulicy Marsa z Ratuszem trwa od pięciu lat. Nie zrezygnowali z walki nawet po otwarciu wiaduktów około 1,5 roku temu. Ba! Nawet ją zaostrzyli.
- Straciliśmy na tej budowie. Przed powstaniem wiaduktów mieliśmy zjazd bezpośrednio na drogę serwisową i nasi potencjalni klienci mogli tędy swobodnie zjechać - mówi Konrad Kukułka (38 l.), który prowadzi firmę logistyczną i reprezentuje przedsiębiorców. - Dochody większości z nas spadły nawet o 70 procent. Zaraz będziemy musieli zwalniać pracowników - dodaje. Problem dotyczy blisko 200 osób, które są zatrudnione przy Marsa. Dziś zarówno przedsiębiorcy, jak i klienci, aby dotrzeć do firm, muszą jechać ulicami Okularową, Szpaczą i Optyczną. - To około 1,5 km jazdy dookoła! - oburzają się właściciele firm.
Sprawa według urzędników nie jest prosta. - Taką organizację ruchu zatwierdził inżynier ruchu. Według niego zjazd byłby za blisko skrzyżowania - mówi Małgorzata Gajewska (46 l.), rzeczniczka Zarządu Miejskich Inwestycji Drogowych, który nadzorował inwestycję. Jednak, jak dowodzą poszkodowani przedsiębiorcy, między Okularową a Rekrucką wjazdy znajdują się nawet 20 m od skrzyżowań.
Jacek Wojciechowicz (52 l.), wiceprezydent stolicy odpowiedzialny za inwestycje, mówi, że los zjazdu nie jest przesądzony. - Jego powstanie byłoby bardzo trudne, bo jest duża różnica w poziomach między jezdnią na Marsa a drogą serwisową. Nie mówimy jednak nie. Myślimy, jak pomóc przedsiębiorcom - zdradza. - Chcemy konkretnej deklaracji! - apelują przedstawiciele firm z Marsa.
Czytaj: Warszawa. Pijacki rajd po Pradze