Warszawa. Big Brother na Bemowie

2015-02-24 3:00

To już urzędowa farsa. Burmistrz Bemowa odkręca służbowe kamery w urzędzie dzielnicy. Ratusz zawiadamia prokuraturę. Próbuje też zwolnić kilku bemowskich naczelników, ale ci... uciekają przed wysłannikami prezydent Warszawy.

Burmistrz Krzysztof Zygrzak (30 l.) i jego zastępcy - ekipa nieuznawana przez Hannę Gronkiewicz-Waltz (63 l.) - urzędują drugi miesiąc bez umów o pracę ani pełnomocnictw. Mogą tylko odbierać kolejne pisma z Ratusza. Jak się okazuje, ich kroki w urzędzie są pilnie śledzone. Kamery monitoringu zarejestrowały, jak burmistrz Zygrzak demontuje je z korytarza prowadzącego do gabinetów zarządu. - To zabór mienia. Jedna kamera kosztuje 620 zł. Zawiadomiliśmy prokuraturę. Pan Zygrzak jako notariusz powinien mieć świadomość, że niszczy majątek publiczny - mówi pełnomocnik prezydenta d. s. Bemowa Marek Lipiński.

- Tak. Zdjąłem pięć kamer. Są w biurku. Nie pozwolę pełnomocnikom prezydenta robić z urzędu Bemowa "Big Brothera" i szpiegować, kogo przyjmujemy w gabinetach. Mam podejrzenia, że taka wiedza może potem służyć do zemsty na urzędnikach - ripostuje Krzysztof Zygrzak.

Prezydent stolicy rzeczywiście postanowiła zwolnić kilku pracowników urzędu, w tym trzech naczelników bemowskich wydziałów, którzy uchodzą za przychylnych obecnemu zarządowi. Wysłała pełnomocników, by wręczyli wypowiedzenia, ale... dwóch naczelników uciekło. Trzeci - kadrowiec urzędu - wysłuchał tylko początku odczytywanego rozwiązania umowy i czmychnął do gabinetu burmistrza. Pełnomocniczka rzuciła się za nim w pościg, ale zdołała tylko załomotać pięściami w zamknięte drzwi, po czym Ratusz uznał to wypowiedzenie za skutecznie doręczone. Skończy się w sądzie pracy.

Zobacz: Warszawa. Zmiana w parkometrach

Zapisz się: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki