Pierwsze żółte skrzynki fotoradarów już zniknęły z krajobrazu stołecznych ulic. Tak stało się u zbiegu alei Jana Pawła II i Solidarności oraz u zbiegu Wołoskiej i Domaniewskiej. - Urządzenia były przez nas dzierżawione i już tam nie wrócą - mówi Jarosław Jóźwiak (32 l.), wiceprezydent Warszawy. Kolejne, np. te na skrzyżowaniu Dickensa i Grójeckiej, Ostrobramskiej i Zamienieckiej czy Sobieskiego i Witosa, znikną do 1 stycznia 2016 roku. - Czekamy na decyzję, co mamy robić dalej - mówi Jarosław Jóźwiak.
Ratusz najchętniej sprzedałby fotoradary Inspektoratowi Transportu Drogowego. - Nie można wykluczyć ewentualnego przejęcia urządzeń od straży miejskiej, po indywidualnym rozpatrzeniu danego przypadku, ale kupno obecnie nie wchodzi w grę - mówi Łukasz Majchrzak z Centrum Automatycznego Nadzoru nad Ruchem Drogowym Głównego Inspektoratu Transportu Drogowego. - Na razie nie było nawet takich rozmów - dodaje. - Za darmo nie możemy ich oddać, bo to byłaby niegospodarność. Fotoradary mają europejską homologację, więc możemy je sprzedać np. na Litwę - mówi "Super Expressowi" Jarosław Jóźwiak.
Cała sytuacja cieszy kierowców, ale martwi urzędników. Nic dziwnego. W ubiegłym roku wystawiono mandaty z fotoradarów na kwotę ponad 27 milionów złotych. - Warszawa stała się ofiarą gmin, które traktowały fotoradary jak maszynkę do zarabiania pieniędzy. My tak nie robiliśmy. Chodziło o bezpieczeństwo - mówi Jarosław Jóźwiak. - Decyzję o każdej lokalizacji takiego urządzenia poprzedzały dokładne analizy bezpieczeństwa ruchu drogowego - dodaje.
Zobacz: Napis saperów uratowany
Polecamy: Warszawa. Martwy pies w wersalce
Najlepsze wideo: tv.se.pl