Policja odnalazła zwłoki zaginionej Moniki

2015-04-21 1:38

Praska prokuratura przekazała sprawę znalezionych na Tarchominie ludzkich szczątków prokuraturze ze Śródmieścia. Tamtejsi śledczy, którzy poszukiwali Moniki Traczyńskiej, przejmą sprawę zwłok znad Wisły. To oznacza tyle, że badania DNA potwierdziły, że ciało należy do Moniki, tancerki na rurze poszukiwanej od stycznia.

Zakład Medycyny Sądowej wciąż nie przesłał prokuraturze opinii w sprawie ludzkich szczątków znalezionych w ostatni marcowy weekend na działce przy ul. Kępa Tarchomińska. Biegli mieli określić, jak i kiedy zginęła ofiara oraz porównać próbki z DNA zaginionej w styczniu Moniki Traczyńskiej. Choć oficjalnych wyników nie ma, śledczy są pewni, że to właśnie ciało zaginionej dziewczyny i postanowili się nie dublować. - Początkowo sprawę uprowadzenia prowadziła śródmiejska prokuratura, a my zajmowaliśmy się sprawą ujawnionych zwłok. W piątek prokuratura z Kruczej przejęła nasze śledztwo i będzie je prowadziła równolegle ze swoim - mówi Artur Oniszczuk, szef prokuratury na Pradze-Północ. To, że właśnie Monika została zakopana w chaszczach na Tarchominie, uprawdopodobniają znalezione na miejscu ubrania, włosy, sztuczne paznokcie i aparat ortodontyczny, dokładnie taki, jaki nosiła dziewczyna. Wciąż jednak nie wiadomo, dlaczego ktoś miałby chcieć ją zabić.

Zobacz też: Warszawa. Dachowanie przy Prymasa

Stołeczni policjanci z wydziału do walki z terrorem kryminalnym i zabójstw, którzy zajmują się sprawą Moniki, mają swoją teorię. - Ta dziewczyna prowadziła bardzo ryzykowny styl życia. Od kilku lat była prostytutką z tzw. pigalaka - mówi nam jeden z kryminalnych. Niewykluczone, że śmierć Moniki to wynik porachunków gangsterów, którzy walczyli o strefy wpływów na śródmiejskich ulicach. Któryś z bossów mógł także w ten sposób się na niej zemścić za to, że chciała odejść i zacząć normalne życie. - Bierzemy pod uwagę również, że mógł ją zabić narwany klient - mówi policjant. Albert Herzyk, narzeczony zaginionej, nie wierzy, że jego dziewczyna pracowała na ulicy. - Wydawała się spokojną i normalną dziewczyną. Tańczyła na rurze w klubach i chodziła na siłownię, ale na odległość mogłem nie wiedzieć wszystkiego - mówi mężczyzna, na co dzień mieszkający pod Poznaniem.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki