Okazuje się bowiem, że mieszkańcy nie tylko nie muszą, ale nie mają jak segregować odpadów. W większości altanek śmieciowych znaleźć można te same pojemniki, co do tej pory. Nawet w ratuszu nic się nie zmieniło. Przy budynku urzędu przy pl. Bankowym stoją te same pojemniki, po których zawartości widać, że o segregacji nie ma mowy. Prócz kartonów i worków ze zwykłymi odpadami, znalazła się w nim nawet... pielucha.
To nie wszystko. Firmy odbierające śmieci segregowane nagle z tego rezygnują. Przy ul. Grottgera na Mokotowie pojawiły się kartki z informacją, że od 1 lipca stowarzyszenie Ekon przestaje odbierać segregowane śmieci spod drzwi mieszkań. - Prosimy wszystkie śmieci wynosić do altanki śmietnikowej - przeczytać można w informacjach na drzwiach klatek schodowych.
Co na to Ratusz? - Segregacja przebiega tak jak dotychczas. W zasadzie w całej stolicy znaleźć można pojemniki na plastik, papier i szkło i segregujemy śmieci jak do tej pory - mówi Bartosz Milczarczyk, rzecznik Ratusza. Mieszkańcy bloków, w których ścisła segregacja odpadów była do tej pory rzadkością, mogą więc się cieszyć. Zapłacą niższą stawkę za śmieci segregowane, a do pojemników wrzucać mogą wszystko jak leci.