- Fotoradary nie stoją po to, aby zwiększać bezpieczeństwo, ale po to, aby miasto zarabiało na kierowcach. Mam nadzieję, że szybko znikną - mówi Przemysław Spiralewicz (51 l.), kierowca z Bielan. I nie jest to odosobniona opinia. Jeżeli prezydent RP Andrzej Duda (43 l.) podpisze uchwaloną przez Sejm nową ustawę, to kilkanaście urządzeń, które w ubiegłym roku przyłapały na łamaniu prawa aż 85 tysięcy kierowców, od 1 stycznia 2016 roku nie będzie pod nadzorem miejskiej służby. - Po1 stycznia będziemy musieli je prawdopodobnie zdemontować - mówi Monika Niżniak (38 l.), rzeczniczka warszawskiej straży miejskiej. Tak już się stało z urządzeniami na Wołoskiej u zbiegu z Domaniewską i na skrzyżowaniu przy Feminie, gdzie według Moniki Niżniak akurat zakończyły się testy tych maszyn.
Likwidacja fotoradarów to będzie prawdziwy cios dla budżetu miasta. W ubiegłym roku z fotoradarów nałożono mandaty na kwotę 27 mln 300 tys. zł. Kierowcy mogą się cieszyć tylko połowicznie. Prawo nie działa wstecz i ci, którzy otrzymali już wezwanie do zapłaty, nie powinni czekać do 1 stycznia, licząc na przedawnienie. - Niestety, do końca roku pozostaje nam płacenie mandatów albo pójście na drogę sądową ze strażą miejską - mówi "Super Expressowi" mec. Artur Wdowczyk.
Istniejące skrzynki fotoradarów, m.in. na Ostrobramskiej, Sobieskiego czy Grójeckiej, może przejąć po Straży Miejskiej Inspektorat Transportu Drogowego, który już dziś sprawdza prędkość w stolicy m.in. w alei Stanów Zjednoczonych, na Pułkowej czy przy Pileckiego. Na razie ITD zaczyna ustawiać kamery do odcinkowego pomiaru prędkości, których na Mazowszu będzie osiem, oraz cztery fotoradary na wylotówkach z Warszawy. Wszystkie te urządzenia zaczną działać jeszcze w tym roku.
Zobacz: Warszawa. Kobieta pod tramwajem