Ostatnią rozprawę, która odbyła się w sądzie okręgowym, można podsumować jednym słowem - żenada. Najsłynniejszy drogowy zabójca Mariusz N. kazał się na nią przywieźć specjalnie z zakładu karnego w Siedlcach, gdzie odsiaduje wyrok 12 lat więzienia za śmiertelne potrącenie 13-letniego Patryka z Czarnówki w 2013 roku. Próbował przekonać sędzię, że on też jest ofiarą. - Po tym ostatnim wypadku pani Jolanta powiedziała w telewizji, że gdy w 2001 roku potrąciłem jej brata, to też uciekłem, próbowałem zacierać ślady i zabrałem części rozbitego auta. Co więcej, mówiła, że jechałem wtedy za szybko, nie wyraziłem skruchy i nie przeprosiłem jej rodziny. To nieprawda! - zapierał się Mariusz N. - Czuję się pokrzywdzony tymi informacjami. Po tym wywiadzie spotkałem się z wrogością przypadkowych osób, byłem rozpoznawany na ulicy, słyszałem i czytałem na swój temat niecenzuralne wypowiedzi - twierdził pirat.
- Czy nie sądzi pan, że te złe komentarze mogły być spowodowane jednak czymś innym? - zapytała znacząco sędzia. Dwa śmiertelne wypadki i ucieczka z miejsca zdarzenia mogły być przecież wystarczającym powodem do szykan. - Nie, to dlatego, że pani Jolanta przedstawiła mnie w złym świetle. Przez nią wiele osób się ode mnie odwróciło - przekonywał. Pytany kto konkretnie, odparł: - No nie wiem, bo przecież nie mam z nimi kontaktu.
Jego mecenas dodał, że Jolanta Kubuj skazała Mariusza N. na ostracyzm społeczny i powinna zapłacić mu 50 tys. zł odszkodowania. - To kwota adekwatna do okoliczności - stwierdził. Zapomniał chyba, że jego klient za potrącenie Aleksandra Włodarczyka (+51 l.) zapłacił jego czteroosobowej rodzinie 5 tys. zł i tylko dlatego, że wyegzekwował to komornik. A rodzice Patryka +13 l.) nie dostali ani złotówki. - Uważam żądania powoda za absurdalne. Liczę na sprawiedliwy wyrok - mówi pani Jolanta. Decyzję poznamy pojutrze.