Ratusz na 90 tys. zł oszacował zniszczenia dokonane przez chuliganów biorących udział w marszu niepodległości. To mniej niż rok temu, kiedy spłonęła tęcza na pl. Zbawiciela i squat w Śródmieściu - wówczas koszt napraw wyliczono na 120 tys. zł. Za to w 2012 roku bijatyki w Święto Niepodległości zamknęły się bilansem 50 tys. zł.
Prezydent Warszawy przyznała, że gdyby miała możliwość prawną, to zakazałaby organizacji marszu w kolejnym roku. - Jestem po raz kolejny zdenerwowana, wkurzona. Jesteśmy stolicą Polski i płacimy co roku wysoką cenę w związku z Marszem Niepodległości - stwierdziła Hanna Gronkiewicz-Waltz (62 l.), podliczając koszty zniszczeń. Największe - około 50 tys. zł - są po stronie Zarządu Oczyszczania Miasta, 100 pracowników zebrało 10 ton śmieci, trzeba też ratować zadeptaną parkową zieleń. Kolejne 30 tys. zł to straty Zarządu Dróg Miejskich i MPWiK, któremu zniszczono elewacje przepompowni stojącej na trasie marszu. Budżet miasta ucierpi też z powodu zdewastowanych przystanków.
Zobacz też: Warszawa: Torwar cały dla turystów
To niejedyne żniwo wtorkowych zamieszek. Sądy rozliczają już pierwszych z blisko 200 chuliganów zatrzymanych po burdach przy Stadionie Narodowym. Wczoraj na ławie oskarżonych zasiadło blisko 20 osób, które odpowiadały m.in. za czynny udział w zbiegowisku, połączony z czynem chuligańskim i znieważenie funkcjonariuszy. Zapadły też pierwsze wyroki, m.in. dziewięciu miesięcy bezwzględnego więzienia. Policja wystąpiła też do prokuratury o wszczęcie śledztw wobec ponad 30 osób.
ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail