Problemy z przetrwaniem mają nawet ci, którzy ciężko pracują. W okolicy nie ma żadnego zakładu ani fabryki. Trzeba najmować się dorywczo - na budowach czy do robót sezonowych. Tak czy inaczej zarabia się grubo poniżej średniej krajowej.
- A co mają powiedzieć ludzie starsi albo ci żyjący z renty? - pyta Janina Świątek (37 l.). - Dorobić tu nie ma gdzie. A nie każdy może wyjechać do miasta.
Pani Janina Świątek (37 l.) utrzymuje pięcioosobową rodzinę z renty męża Mieczysława (48 l.). Mają do dyspozycji 1200 zł. - Pod koniec miesiąca bywa tak, że lodówka jest całkiem pusta - mówi pani Janina. - Nie mam innego wyjścia jak iść do sklepu i wziąć na zeszyt. Inaczej w domu nie byłoby co do garnka włożyć. Biorę przeważnie chleb, cukier, wędlinę i owoce. Dzieci chcą jeść, a mnie łzy się cisną do oczu, jak nie ma co na chleb położyć. Bywa, że nazbiera się w zeszycie 300, a nieraz i 400 złotych. Kiedy tylko mąż dostanie rentę, zaraz oddajemy pieniążki, staramy się oddać...
W podobnej sytuacji są państwo Karczewscy. Pani Anna (50 l.), jej mąż Sławomir (54 l.) i córka Barbara (15 l.) żyją za tysiąc złotych renty. - Często chodzę do sklepu po zakupy na zeszyt. Na szczęście sprzedawczyni rozumie naszą sytuację i bez problemów daje nam to, czego potrzebuję - opowiada pani Anna. Właścicielka sklepu, pani Edyta, wie jednak, że gdyby nie dawała na zeszyt, to sama nie miałaby z czego żyć. Ludzie pieniądze w końcu oddają, choćby nawet po trosze...
- Cały zeszyt mam zapisany - mówi kobieta. - Ale co robić? Jest ciężko i trzeba jakoś przetrwać.