Władysław Bartoszewski zawsze nosił przy sobie kromkę chleba. Już nigdy nie chciał być głodny

2015-04-27 9:36

To był taki skromny człowiek. Miał świetną pamięć, tryskał energią. Opowiadał mi, że przez wiele lat po pobycie w obozie koncentracyjnym w Auschwitz zawsze przy sobie nosił kromkę chleba. Bo już nigdy nie chciał być głodny... - wspomina Władysława Bartoszewskiego (93 l.) członek jego osobistej ochrony, oficer Biura Ochrony Rządu. Pogrzeb profesora odbędzie się 4 maja. Bartoszewski spocznie w Alei Zasłużonych na Powązkach Wojskowych w Warszawie.

Pogrzeb będzie miał charakter państwowy. - Msza odbędzie się w warszawskiej archikatedrze. Profesor spocznie na Powązkach Wojskowych. W poniedziałek w KPRM, w gabinecie profesora zostanie wystawiona księga kondolencyjna - poinformowała Kidawa-Błońska.

Także dzisiaj, w czasie polsko-niemieckich konsultacji międzyrządowych, premier Ewa Kopacz odczyta treść wystąpienia Władysława Bartoszewskiego. - Pamiętam nasze ostatnie spotkanie. Mówił o swoim wystąpieniu. Nawet żartował: "Gdybym mówił zbyt długo, proszę dać mi znać, pani Ewo, żebym nie zanudził"- mówiła na konferencji Ewa Kopacz.

Prof. Władysław Bartoszewski zmarł w piątek wieczorem w warszawskim Szpitalu MSW.

Nosił kromkę chleba

Jeden z funkcjonariuszy Biura Ochrony Rządu, znajomy profesora: - Poznałem go osobiście kilkanaście lat temu. Profesor cieszył się wtedy ogromnym szacunkiem. Za granicą traktowano go jak szefa rządu, był witany owacyjnie. W sekrecie wyznał mi, że po pobycie w obozie koncentracyjnym przez długie lata nosił z sobą kromkę chleba. Żeby mu nie brakło jedzenia... - mówi nam funkcjonariusz BOR, który chronił prof. Bartoszewskiego.

Wspomina też opowieści prof. Bartoszewskiego z czasów II wojny światowej. - Opowiadał z łezką w oku, jak we wrześniu został zatrzymany na warszawskim Żoliborzu w masowej obławie. Przypadkowo dostał się do Oświęcimia, był w tym samym transporcie co Witold Pilecki. Od nocy obaj stali się więźniami Auschwitz - dodaje oficer BOR.

Zobacz: Władysław Bartoszewski nie żyje. Zmarł w wieku 93 lat

Lubił gosposie i jeść obiad o 15

Na co dzień był pogodnym człowiekiem. Najbardziej lubił domową atmosferę, w domu odpoczywał. Jadł obiad o jednej porze - o godzinie 15. Jeśli o tej porze miał gości, przepraszał ich i zasiadał do stołu. - Mieliśmy gosposię. Władek te wszystkie gosposie natychmiast sobie przyswoił. Nie w jakimś szczególnym sensie, tylko po prostu one go od razu polubiły - mówiła Zofia Bartoszewska w wywiadzie dla "Gazety Wyborczej". Z żoną pobrał się w 1967 r. Była to druga wybranka Bartoszewskiego.

Wino przed internowaniem

Po wprowadzeniu stanu wojennego 13 grudnia 1981 r. został internowany - początkowo w areszcie na Białołęce, a następnie w ośrodku internowania w Jaworzu nm. - 12 grudnia 1981 r. byliśmy na spotkaniu bardzo niecenzuralnym w Stowarzyszeniu Dziennikarzy Polskich i ktoś nas przywiózł do domu, bo była straszna pogoda. Wypiliśmy jeszcze po szklaneczce wina, położyliśmy się spać, a piętnaście po północy dzwonek, łomotanie. Mąż wyszedł do okienka: "Panie Władku, niech pan otworzy, bo będziemy musieli drzwi wyłamać". Tak więc otworzyliśmy, dali mężowi kartkę - bo przyszły trzy czy cztery osoby - przeczytał i powiedział: "No, znów Oświęcim". To był nakaz aresztowania. Zabrali go - opowiadała Zofia Bartoszewska w "GW".

Zobacz: Nie żyje Władysław Bartoszewski. RODZINA: żona Zofia, syn Władysław Teofil

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki