SKAZANIEC Marcin Mazurek WYZNAJE: ZABIŁEM księdza i NIE ŻAŁUJE!

2011-05-14 4:00

Nie wie co to litość ani wyrzuty sumienia. Gdyby miał zabić jeszcze raz, zrobiłby to bez wahania. Marcin Mazurek (27 l.) odsiaduje dożywocie za to, że z zimną krwią przed trzema laty zamordował księdza i jego gosposię. Proboszcza zakatował mosiężnym świecznikiem, gospodynię młotkiem. - Wtedy sądziłem, że zabijając, ratuję swoje życie, swoją wolność. Przecież by mnie wydali - zimno, bez emocji opowiada bandyta "Super Expressowi" o tym, co zrobił.

Niepozorny facecik w okularach na nosie. Wygląda bardziej na urzędnika niż bandytę. I tylko kiedy spojrzy mu się w oczy, widać w nich pogardę dla innych.

Przed zamordowaniem proboszcza i jego gosposi na plebanii w Serbach koło Głogowa Marcin Mazurek był zwykłym złodziejem. Miał na swoim koncie ponad sto rabunków i kilka wyroków.

Przeczytaj koniecznie: Gdańsk: Eryk P. zabił księdza na randce?

- O tym, że w Serbach ksiądz trzyma kasę, dostałem cynk od znajomego. Plan był taki. Włamuję się, biorę kasę i zmykam. Wyszło inaczej...

Była sobota, 11 stycznia 2008 roku. W Serbach Marcin Mazurek pojawił się jeszcze przed zmrokiem. Obejrzał kościół i wrócił wieczorem.

- Myślałem, że księdza nie będzie, że do kościoła pójdzie. A on się kręcił miedzy budynkiem a garażem. O gosposi w ogóle nie pomyślałem. Oni popsuli mi cały plan. Musiałem zabić. Oni by mnie przecież wydali - dodaje bandzior.

Mazurek wziął świecznik z otwartego garażu. Schował się na dachu i czekał na proboszcza. Zeskoczył, gdy ksiądz był tuż pod nim. Bezbronny, niespodziewający się zagrożenia duchowny nie miał czasu zareagować. Zabójca zadał mu cios w głowę, potem kolejne. Uderzał tak długo, aż ksiądz przestał się ruszać. Ciało duchownego zaciągnął do garażu. Potem wszedł na plebanię. Gdy gosposia otworzyła mu drzwi, otrzymała cios w głowę. Tym razem to było uderzenie młotkiem znalezionym na posesji. Kiedy kobieta już nie żyła, Marcin Mazurek dalej przeszukiwał plebanię.

Patrz też: Chcesz być księdzem? Musisz być prawdziwym mężczyzną! NIE dla IMPOTENTÓW!

- Wiedziałem, że jest tu dużo pieniędzy. W końcu to był czas kolędy, ślubów. No i znalazłem 60 tys. złotych - mówi przestępca. - Zabrałem kasę, samochód księdza i wyjechałem do Niemiec. Wiem, że ktoś mnie sypnął i dlatego wpadłem. Krąg osób, które wiedziały, co planuję, jest bardzo wąski. W końcu się dowiem, kto mnie wydał - grozi. Za podwójne morderstwo popełnione z zimną krwią Marcin Mazurek odsiaduje dożywocie. O warunkowe zwolnienie będzie mógł się ubiegać dopiero za 37 lat.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki