Ona - dusza towarzystwa, kiedyś znana na starym mieście w Lublinie społeczniczka, on zaś cichy, mrukliwy, zamknięty w sobie introwertyk. A jednak 15 lat temu te dwie tak odległe od siebie natury połączyło gorące uczucie. - Co tu gadać, dobrze nam było ze sobą - opisywał śledczym relacje z ukochaną Jan D.
Ale w tym związku były nie tylko miłość i zrozumienie, ale i szaleńcza zazdrość. Jan aż drżał cały, kiedy jego Bożena miała wyjść gdzieś sama. Chora wyobraźnia z miejsca podsuwała mu straszne scenariusze. Oczami duszy widział, jak ona spotyka się z innymi. Widział i cierpiał. Dlatego gdy wracała do domu, nie szczędził jej inwektyw, a zdarzało się, że i pięści. - Bałem się o nią, brała leki na padaczkę i nie powinna sama wychodzić - próbował tłumaczyć w śledztwie swoje postępowanie, ale było jasne, że po prostu usiłuje się wybielić.
Feralnego dnia Bożena znów wyszła z domu, nie mówiąc słowa, a on kupił na pocieszenie cztery wina Mocarny Byk i czekał. Kiedy wróciła, miał już nieźle w czubie. Tymczasem ona nie zamierzała się tłumaczyć. Wprost oznajmiła mu, że z nimi koniec, że odchodzi, że ma już dość życia z zazdrośnikiem. Pociemniało mu w oczach. Nie wie, jak to się stało, że sięgnął po nóż. Uderzył trzy razy. Stal przeszyła serce i wątrobę Bożeny. Lekarze pogotowia, których potem wezwał, nie mogli już jej pomóc.
W czwartek tragiczny kochanek stanął przed lubelskim sądem. Nie krył łez: "Bardzo żałuję tego, co się stało". Grozi mu dożywocie.
Zobacz: Kanibal z Niemiec ZJADŁ penisa i jądra Polaka! Sąd chce wyższej kary