Zamach w Manchesterze. Dzieci rozpoznały mamę tylko po pierścionkach

2017-05-25 4:00

Przez cały dzień państwo Danuta (59 l.) i Bogdan (62 l.) Pietrzakowie czekali na telefon od swojej mieszkającej w Anglii córki Angeliki (†40 l.). Były w końcu jego urodziny, a ona zawsze o nich pamiętała. W poniedziałkowy wieczór kładli się spać pełni niepokoju - co się stało? Następnego dnia przyszła straszliwa wiadomość - ich córka wraz z mężem zginęli w bestialskim ataku terrorystycznym podczas koncertu w Manchesterze.

Pani Angelika i jej mąż Marcin (?43 l.) w poniedziałkowy wieczór stali pod wejściem do hali koncertowej i czekali na swoje córki - Aleksandrę (19 l.) i Patrycję (15 l.). Dziewczyny były wielkimi fankami Ariany Grande (24 l.). Na koncert przyjechały z odległego o aż 100 kilometrów Yorku, dlatego rodzice mieli je odebrać. I właśnie wtedy w pobliżu kas wysadził się w powietrze zamachowiec samobójca.

Kiedy pani Angelika ginęła w eksplozji, jej rodzice w Polsce zamartwiali się - co też dzieje się z ich córką.

- Przeczuwałem, że coś mogło się złego stać. 22 maja to dzień moich urodzin, córka nigdy o nich nie zapominała. Zawsze dzwoniła, a tym razem telefonu nie było. Czekałem długo, w końcu poszliśmy z żoną spać - opowiada pan Bogdan Pietrzak.

Kiedy następnego dnia do Polski dotarły informacje o koszmarnym zamachu bombowym w Manchesterze, nie dopuszczali do siebie myśli, że mogło to jakoś dotknąć ich rodzinę. Przecież początkowo była mowa, że w zamachu nie ucierpieli Polacy.

Szybko dotarła do nich informacja, że wnuczki gorączkowo szukają swoich rodziców. Potem przyszła pora na najgorsze - wiadomość, że oboje nie żyją...

Para Polaków musiała być blisko potężnej eksplozji. - Moja Angelika była nie do rozpoznania, rozerwana na strzępy. Tylko po pierścionkach córka ją rozpoznała - opowiada łamiącym się głosem pani Danuta. Pani Angelika uwielbiała biżuterię, miała całą kolekcję kupowanych przy różnych okazjach pięknych pierścionków.

Oboje z rodzinnych stron, z Darłowa, wyjechali do Yorku w Anglii 15 lat temu. Choć tu, w kraju, ciągle mieli mieszkanie, nie planowali powrotu. Ich ukochane córeczki chodziły tam do szkoły. Oni znaleźli pracę - pan Marcin był taksówkarzem, pani Angelika ciężko pracowała w sklepie nocnym. Zarabiali nie tylko na utrzymanie się tam, daleko. Jak tylko mogli, wspomagali też rodzinę w kraju.

Rodzice chcieliby pochować swoją ukochaną córkę w rodzinnych stronach. Na razie nie wiadomo też, co dalej będzie z córkami Angeliki i Marcina.

Za cały ten ból i cierpienie odpowiada Salman Abedi (?22 l.), Brytyjczyk, syn uchodźców z Libii mieszkających w Fallowfiel w Manchesterze.

W wyniku potężnej eksplozji bomby domowej roboty zginęły 22 osoby, 119 zostało rannych.

ZOBACZ: Rodzice Polki, która zginęła w Manchesterze: Moja córka została rozszarpana [WIDEO]

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki

Nasi Partnerzy polecają

Materiał Partnerski

Materiał sponsorowany