Pani Maria przez całe życie pracowała jako chemiczka w gdyńskiej stoczni. W konserwach zakochała się wiele lat temu na zakładowych wczasach na Mazurach. Tam rozsmakowała się w paprykarzu szczecińskim, konserwie turystycznej, pasztetach. Chociaż pani Maria od kilkunastu lat jest na emeryturze, nadal lubuje się w mielonych frykasach z puszki. W poniedziałek seniorka wybrała się na zakupy do jednego z supermarketów na gdyńskim Grabówku. Zapakowała do koszyka warzywa, jabłka, mięso, trochę wędliny i ulubione konserwy. Gdy wieczorem zasiadła przed telewizorem, otworzyła puszkę z pasztetem. - Zjadłam kilka łyżeczek z chlebem. Pasztet jak pasztet, może trochę niedoprawiony – wspomina emerytka. Po kolacji położyła się do łóżka.
Błogi sen przerwały silne bóle. - Brzuch mnie tak rozbolał, że z trudem dotarłam do toalety. Nie wiedziałam co się dzieje. Wymiotowałam, dostałam rozwolnienia. Tej nocy już nie zasnęłam - tłumaczy pani Maria - Rano sprawdziłam czy pasztet w puszce nie był przeterminowany i zobaczyłam, że na etykiecie jest zdjęcie białego kota, a z drugiej pasztet na talerzyku. Okazało się, że przez pomyłkę kupiłam i zjadłam kocią karmę. Cierpię na zaćmę i ledwo widzę, a te puszki są do siebie takie podobne - dodaje. Syn zawiózł ją do szpitala. Tam na odtrucie zaaplikowano jej płukanie żołądka i kroplówkę.