Nielegalne wyścigi to w Stalowej Woli plaga. Młodzi właściciele złomu ściągniętego z zagranicznych szrotów, pospawanego, wyklepanego i koniecznie podrasowanego, od dawna urządzają tam sobie emocjonujące zawody. Mateusz G. też w nich uczestniczył. Dumny posiadacz starego BMW każdą chwilę za kierownicą poświęcał testowaniu możliwości swej maszyny, którą nieustannie udoskonalał. Aby mieć na to pieniądze, zatrudnił się nawet u okolicznego dilera francuskich marek. I właśnie w drodze do pracy na zakręcie drogi zderzył się czołowo z samochodem dostawczym.
- Padał deszcz, było ślisko, za ostro wszedł w zakręt - domyślali się ratownicy, reanimując nieprzytomnego kierowcę, którego wcześniej trzeba było wyciąć z wraku samochodu. Ich wysiłki nic nie dały i po kilkudziesięciu minutach chłopak zmarł. - W tym aucie nie odpaliła żadna poduszka powietrzna! - powiedział nam bryg. Jerzy Lipko, rzecznik prasowy miejscowej straży pożarnej. Prawdopodobnie w ogóle ich nie było...
Zaraz po wypadku w internetowej grupie "Nielegalne wyścigi" zawrzało. "Zginął chłopak, który miał tyle planów na życie. Miał tyle planów na odpicowanie tej bety, teraz będzie szusował po niebieskich autostradach" - pisali koledzy Mateusza. Ale nazajutrz te wpisy zniknęły. Zostało tylko zaproszenie Mateusza na kolejne nielegalne wyścigi oraz filmy, na których miłośnicy starych BMW szpanują swoimi brykami.
ZOBACZ: SKATOWAŁ niemowlę i utrudniał wezwanie pomocy. HORROR w Łomży!