Zginęła na torach, bo dróżnik poszedł do toalety! TRAGEDIA w Chełmie

Wtorkowe popołudnie było w Chełmie jednym z najładniejszych w tym roku. Ciepło, słonecznie, chciało się żyć. Renata N. siedziała za kierownicą swej toyoty yaris, jej córka podróżowała na tylnym siedzeniu. Wracały od rodziny mieszkającej pod miastem. Gdy wyjeżdżały, Roman Sz. (49 l.), dróżnik pracujący na przejeździe przy ul. Metalowej na przedmieściach Chełma, dostał sygnał, że ze stacji Zawadówka ruszył w jego stronę pociąg.

- Odnotował to w dokumentacji - ustalili śledczy. Następnym krokiem powinno być wciśnięcie przycisku uruchamiającego mechanizm rogatek. Nie zrobił tego. Dlaczego? - Bo poszedł do toalety - dodają śledczy.

Renata N. o tym nie wiedziała. Jeździła tą trasą setki razy. Ufając w profesjonalizm pracownika kolei, wjechała na tory wprost pod nadjeżdżający pociąg.

- Dopiero po chwili zorientowaliśmy się, co się stało - opowiadają pracownicy jednej z firm mieszczących się tuż przy przejeździe. - To był straszny widok. Kobiecie nikt nie był już w stanie pomóc. Była potwornie zmasakrowana, umarła natychmiast. Jej córkę dosłownie wbiło do bagażnika. Ruszała ręką...

Choć próbowali ją wyciągnąć, nie dali rady rozgiąć pogiętych blach. Zrobili to dopiero strażacy. Dziewczynka trafiła do Dziecięcego Szpitala Klinicznego w Lublinie. Jej stan jest ciężki.

- Badamy okoliczności tej tragedii - mówi Ewa Czyż z chełmskiej policji. Na razie pewne jest, że dróżnik, który nie zamknął rogatek, był trzeźwy. Najprawdopodobniej usłyszy zarzut spowodowania wypadku kolejowego ze skutkiem śmiertelnym.

Zobacz: Warszawa: wózek z dziewczynką STACZAŁ się na jezdnię! Uratowali ją policjanci, matka pijana w sztok