Mord polityczny w Łodzi: 8 kul, które zmieniły Polskę. Nie ma mowy o pokoju, festiwal nienawiści w Sejmie trwa dalej

2010-10-22 12:45

Fanatyk Ryszard C. (62 l.). zeznał, że zamach w Łodzi był zaplanowanym przez niego mordem politycznym. Były taksówkarz przygotowywał go od prawie roku. Początkowo chciał zaatakować któregoś z najważniejszych polskich polityków. Nie udało mu się, zamiast tego kule i nóż zamachowca trafiły dość przypadkowe osoby. To one zapłaciły najwyższą cenę za polsko-polską wojnę polityczną.

19 października 2010 r. o godz 11.15 sfrustrowany taksówkarz Ryszard C. drastycznie zmienił całą polską rzeczywistość. Uzbrojony po zęby wkroczył do biura poselskiego w Łodzi i wystrzelał 8-nabojowy magazynek swojego Walthera P38 w Marka Rosiaka (+ 62 l.), asystenta europosła PiS Janusza Wojciechowskiego (56 l.). Kiedy zabrakło mu już amunicji, rzucił się z myśliwskim nożem na drugiego pracownika biura - Pawła Kowalskiego (39 l.), który w cięż- kim stanie wylądował w szpitalu. Rosiak nie miał tyle szczęścia - zmarł na miejscu.

Przeczytaj koniecznie: Tak wyglądał zamach w łódzkiej siedzibie PiS - REKONSTRUKCJA!

Zastrzelony Marek Rosiak nie pełnił w partii Jarosława Kaczyńskiego żadnej ważnej funkcji. Od przeszło roku pracował w biurze Janusza Wojciechowskiego. Odbierał korespondencję, telefony, a pod nieobecność europosła przyjmował interesantów. Jedyne, co go łączyło z wielką polityką, to małżeństwo z byłą wiceprezydent Łodzi, Haliną Rosiak (58 l.).

Z kolei walczący w szpitalu o życie Paweł Kowalski nie miał nawet żadnej legitymacji partyjnej - pracował dla kolegi, którego poznał na studiach. Kiedy został poproszony przez Jarosława Jagiełłę o prowadzenie biura, długo się nie zastanawiał. Jego obowiązki były podobne do codziennej pracy Rosiaka. Odbierał telefony od dziennikarzy, umawiał posła na spotkania z łodzianami.

Kampania nienawiści i polityczny nekrofil

Na polityczne skutki tej tragedii nie trzeba było długo czekać. Już kilkadziesiąt minut po zamachu w polskiej polityce rozgorzała nowa wojna. Na pilnie zwołanej konferencji prasowej Jarosław Kaczyński wskazał winnych zamachu - to Donald Tusk (53 l.) i rzekoma "kampania nienawiści", jaką rozpętał przed wyborami w 2005 r. Dłużny nie pozostał mu Janusz Palikot (46 l.), do niedawna poseł PO. Nazwał Kaczyńskiego "politycznym nekrofilem i szaleńcem, który śmiercią chce osiągnąć polityczną korzyść".

Zobacz: Kaczyński w Sejmie: Mord w Łodzi, Smoleńsk, wojna o krzyż –wynik przemysłu nienawiści Tuska, Palikota i Niesiołowskiego

W ten sposób konflikt, zamiast łagodnieć, wciąż się nasila. Wczoraj prezydent Bronisław Komorowski (58 l.), który zaprosił liderów wszystkich dużych partii na rozmowę o agresji w polityce, nie przyjął przedstawicieli PiS - szefa klubu Mariusza Błaszczaka (41 l.) i wiceszefowej Beaty Szydło (47 l.). Do Pałacu Prezydenckiego przybyli oni w zastępstwie Kaczyńskiego, który wolał wysłuchać sejmowej dyskusji na temat wtorkowego zabójstwa. I choć Komorowski ponowił zaproszenie, prezes PiS stwierdził, że "wyklucza takie spotkanie". - Tak jak dzisiaj powiedziałem posłowi Niesiołowskiemu, że rzeczywiście kiedyś byliśmy po imieniu, ale dzisiaj już nie jesteśmy, tak samo dotyczy to pana Komorowskiego - tłumaczył.

Wygrażają sobie pięściami nad grobem

Emocje narastały też w Sejmie. Politycy prawicy zamiast zaapelować o pojednanie i wspólnie zaradzić rosnącej przemocy, woleli na siłę szukać winnych. - Jest nam wszystkim bardzo, bardzo przykro, że w Polsce po tylu latach doszło do takiego zdarzenia. Tradycja każe nam zachować spokój, choć wiemy, że niektórzy potrafią nad grobem wygrażać sobie pięściami - mówił premier, zdaniem którego "wyplenienie nienawiści z polityki będzie bardzo trudne".

Patrz też: Tusk w Sejmie o mordzie w Łodzi: Niektórzy nad grobem potrafią wygrażać - nie poddamy się nienawiści!

W ostrzejszym tonie wypowiadał się szef PiS. - To nie jest tylko atak na PiS, ale na wielką część społeczeństwa. Czemu te ataki służą? Można w uproszczeniu powiedzieć tak: mamy w Polsce do czynienia z atakiem na wielką część społeczeństwa, której odmawia się praw obywatelskich - grzmiał z sejmowej mównicy, o całe zło obwiniając media nieprzychylne jego partii. - Nadzieja na zmiany jest niewielka, ale próbujmy jednak zmieniać Polskę - zakończył.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki