Ulica jest mała, nie rośnie na niej nawet jedno drzewo. Z jednej strony jest parking, po drugiej stronie są tyły kliniki dla transseksualistów. Nic ciekawego, na czym można byłoby zawiesić oko. I pewnie niewielu nawet zauważa, że na asfalcie wymalowano na biało "Lech Walesa St". Tak było i wciąż jest od 1986 r., kiedy władze San Francisco postanowiły uczcić naszego bojownika o demokrację. Co wobec tego się zmieniło? Żadna to zagadka. Do San Francisco dotarło to, co Wałęsa powiedział w zeszłym roku o gejach. Że należy ich posadzić w Sejmie w ostatniej ławie.
- Lub nawet jeszcze za murem - pogroził były prezydent. W Warszawie słowa Wałęsy nie spowodowały jakichś reperkusji. Za to w San Francisco - gdzie w ostatniej paradzie mniejszości maszerowało 1,5 mln osób - sprawa stanęła na ostrzu noża.
Zobacz też: Lech Wałęsa kibicuje Grzegorzowi Schetynie
Pod koniec lipca rada San Francisco jednogłośnie przegłosowała o zabraniu Wałęsie ulicy. Zamiast niego patronem będzie dr Tom Waddell (51 l.), zmarły na AIDS aktywista gejowski. Nasz były prezydent nie znika jednak z ulicy i map San Francisco. Przez najbliższe 5 lat tablica z Lechem Wałęsą będzie wisiała pod lub nad tablicą z Tomem Waddellem. I to nie dlatego, by nauczyć noblisty tolerancji. Takie jest po prostu prawo w USA. Zmiana nazwy musi mieć 5-letni okres przejściowy.
ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail