Marcin L. nie zostanie ukarany? Dowody w sprawie fałszywych alarmów bombowych są za słabe

2013-07-02 12:17

Nikt nie odpowie za fałszywe alarmy bombowe, które niedawno sparaliżowały całą Polskę i postawiły na nogi niemal wszystkie służby? To bardzo prawdopodobny scenariusz. "Rzeczpospolita" donosi, że prokuratura nie ma mocnych dowodów na to, że zatrzymany kilka dni temu 26-letni Marcin L. stoi za fałszywymi alarmami bombowymi. Gazeta powołuje się na wysokiej rangi policjanta rozpracowującego sprawę.

Maile informujące o podłożeniu ładunków wybuchowych trafiły w ubiegły poniedziałek w nocy do 22 instytucji (szpitali, sądów i centrów handlowych i prokuratur). We wtorek ewakuowano 2,5 tys. osób. W piątek rano Marcin L., który od kilku lat dorabiał dorywczo w Anglii jako operator wózków widłowych i magazynier w sklepie komputerowym, wylądował na lotnisku w Pyrzowicach. Tam czekali już na niego funkcjonariusze Centralnego Biura Śledczego.

L. ma już na koncie wyroki za oszustwa internetowe. Gdy po aresztowaniu trafił do Prokuratury Rejonowej Katowice-Zachód, postawiono mu 32 zarzuty w sprawie za oszustwa w sieci nie związanej z fałszywymi alarmami.

>>> Szaleńców straszących bombami było więcej! Fałszywe alarmy w Płocku i Radomiu

W sprawie jest jednak wiele wątpliwości. Czy autor e-maili o bombach wracałby do Polski, wiedząc, że jest rozpracowywany? I czy umieszczałby w e-mailach swoje nazwisko? Jaki motyw mógłby mieć Marcin L.? - pisze gazeta.

Przedstawiciele Prokuratury Okręgowej w Katowicach nie zdradzają, czy L. się przyznał. Mężczyzna ma ponoć licznych wrogów. W Internecie można znaleźć setki wpisów przy jego nazwisku o tym, że jest bezkarnym oszustem. Wiele osób miałoby dobry powód, by próbować go wrobić w sprawę fałszywych alarmów, podszywając się pod jego adres IP.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki