SIKORSKI ZDRADZIŁ białoruską opozycję. MSZ wysłało pocztą ROZLICZENIA PODATKU działaczom z Białorusi

2012-10-19 4:55

Urzędnicy MSZ znów narażają białoruskich opozycjonistów! Wygląda na to, że Ministerstwo Spraw Zagranicznych niewiele się nauczyło po międzynarodowym skandalu, jakim było aresztowanie białoruskiego opozycjonisty Alaksandra Bialackiego (50 l.). Do jego aresztowania przyłożyli wtedy ręce polscy urzędnicy.

Białorusin Alaksandr Bialacki od roku przebywa w Bobrujsku, w karcerze o zaostrzonym rygorze, i jest tam szykanowany. Nie ma widzeń z żoną, nie może otrzymywać paczek, kupować sobie jedzenia. Przypomnijmy, że do aresztowania przyczyniły się informacje, które przekazała Białorusi m.in. polska Prokuratura Generalna.

Kiedy aresztowano Bialackiego, polski rząd bardzo się kajał, jeden prokurator nawet stracił stanowisko. Niestety, nauka poszła w las. Znowu narażamy opozycjonistów na Białorusi.

Na początku roku urzędnicy Radosława Sikorskiego (49 l.) wysłali białoruskim działaczom PIT-y. MSZ wypłacił diety (poniżej 600 zł) za ich udział w Konferencji Społeczeństwa Obywatelskiego. Według "Rzeczpospolitej", która opisała sprawę, PIT-y wysłano listami poleconymi z logo ministerstwa. Dla Łukaszenki to dowód nielegalnego finansowania opozycji z zagranicy. A za to grozi kolonia karna i konfiskata mienia.

Ale MSZ twierdzi, że nic się nie stało. - Żaden z uczestników do dzisiaj, dnia publikacji "Rzeczpospolitej", nie spotkał się z jakimikolwiek nieprzyjemnościami ze strony władz białoruskich w związku z otrzymaniem diet za udział w konferencji i otrzymaniem polskiego PIT - czytamy w oświadczeniu Marcina Bosackiego, rzecznika MSZ.

Czy rzeczywiście nic się nie stało? O komentarz poprosiliśmy Zbigniewa Romaszewskiego (72 l.), byłego działacza opozycji. Jest człowiekiem, który ma prawo wydać w tej sprawie sąd. W stanie wojennym ukrywał się, był aresztowany i sądzony w dwóch kolejnych procesach, następnie więziony od 1982 do 1984 r.

- Opisywana sytuacja z działaczami białoruskimi jest skandalem. Nikomu nic się nie stało, ale może to być kwestia czasu. Daliśmy białoruskiemu KGB dowody, które mogą w odpowiednim momencie być wykorzystane przeciw działaczom. Jest to taka sama sytuacja, jakby Amerykanie pisali do mnie listy w stanie wojennym. Nie pisali, bo byli świadomi, że tak się nie robi, wiedzieli, co to działanie w konspiracji i w opozycji - mówi Romaszewski.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki