Mariusz Popielarz: Donald Tusk walczył z kibolami gumowym wężem

2011-05-12 8:45

Donald Tusk (54 l.), który ostatnio wydał wojnę stadionowym bandytom, sam był zagorzałym kibicem. Mało tego. Jeśli trzeba było, potrafił skutecznie bronić siebie i kolegów przed kibicami przeciwnej drużyny. Jego przyjaciel z czasów młodości wspomina, jak kiedyś przegonił kiboli Zawiszy Bydgoszcz... za pomocą ogrodowego węża.

- Doskonale pamiętam kręconą czuprynę Donka na stadionie Lechii Gdańsk. Był wiernym kibicem - wspomina Mariusz Popielarz, obecnie kierownik boiska Lechii Gdańsk, a w latach 80. przyjaciel Tuska. - Donek trzymał wtedy z braćmi Rybickimi - Nie wiem, jak oni to robili, ale wszędzie pokazywali się z bardzo atrakcyjnymi dziewczynami - mówi z nutką zazdrości.

Jak wspomina Popielarz, Tusk nie był zwykłym kibicem. Bardzo przeżywał, co się dzieje w klubie. Pisał listy do trenera, żeby na przykład zmienił taktykę, albo podpowiadał, kogo powinien powołać do pierwszego składu. I właśnie jeden z takich listów sprawił, że młody Donald został jednym z założycieli Klubu Kibica.

Wszystko zaczęło się w 1975 r. od meczu z Widzewem, podczas którego milicja spałowała jednego z kibiców. Po meczu zaczęły się zamieszki. Sytuacja była bardzo napięta. Wtedy klub dostał polecenie z Komitetu Wojewódzkiego PZPR, żeby nawiązał współpracę z kibicami. Ówczesny rzecznik Lechii Tomasz Wołek wyciągnął listy, które kibice pisali  do klubu. Wybrał najlepszych autorów i założył z nimi pierwszy Klub  Kibica. - Donald został wiceprezesem - wspomina Wołek.

Przeczytaj koniecznie: Premier Tusk: Policja na stadionach podczas meczów, kolejne zamknięcia trybun przed kibicami

Członkowie klubu dbali o bezpieczeństwo na trybunach podczas meczów i organizowali spotkania z piłkarzami i sztabem szkoleniowym.- Kibice stali się porządkowymi. Byliśmy ubrani w specjalne kurtki i pilnowaliśmy, żeby nic złego się nie stało. Donald był wśród nas, ale nie pamiętam, czy na trybunie czy na boisku.

Kolega premiera wspomina, że młody Donald zaczął też jeździć na mecze wyjazdowe. Zawsze zajmował miejsce z tyłu autobusu. Wiódł prym w wymyślaniu nowych piosenek. - Raz wstał i zaśpiewał piosenkę o Lechii do melodii Marsylianki. Wszystkim się spodobało. Biliśmy mu wtedy brawo. Do dziś kibice biało-zielonych  śpiewają to na meczach - opowiada Popielarz.

Zapewnia, że obecny premier nie był chuliganem. - Wtedy były inne czasy. Nikt się na stadionie nie bił - podkreśla Popielarz. Pamięta tylko jeden groźny incydent z udziałem Donalda Tuska. - Wracaliśmy z wyjazdowego meczu z Zawiszą Bydgoszcz. W drodze na dworzec dopadła nas grupa kibiców gospodarza. Wyglądało to groźnie. Nagle Donald chwycił leżący na trawniku wąż do podlewania o zaczął nim wymachiwać. Nie pamiętam, czy lał wodą, czy tylko machał. Na pewno ostudził zapędy fanów Zawiszy i bezpiecznie dotarliśmy na dworzec - wspomina Popielarz.

Inny ze świadków zdarzenia mówi, że Tusk wężem machał, i owszem, ale nie znalazł go na trawniku, tylko wyjął zza pazuchy. Wszyscy są zgodni, że wtedy ocalił skórę swoich kolegów, bo zanosiło się na lanie.

Tusk stracił serce do kibicowani, kiedy poszedł na studia. Kibice mieli mu za złe, że jako ważny polityk nie chce pomóc gdańskiemu klubowi. Ale sentyment do rodzinnego klubu ma do dzisiaj. - Niedawno powiedział kibicom Jagiellonii Białystok, że kocha tylko Lechię - dodaje Popielarz.

"Marsylianka Lechii"
Do boju Lechia Gdańsk,
do boju Lechia Gdańsk
marsz, marsz,
marsz, marsz,
do boju marsz,
zwycięstwo czeka nas

słowa Donald Tusk, muzyka Claude Joseph Rouget de Lisle

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki

Nasi Partnerzy polecają