Witold Kieżun: Czułem się jak zwycięzca

2013-08-01 4:00

Mając popsuty karabin, wziął do niewoli 14 żołnierzy niemieckich. Własnoręcznie zrobioną miną z puszki po konserwie i granatu zniszczył czołg. Zdobył dla swoich towarzyszy jeden ciężki karabin, kilka sztuk lżejszej broni i kilkanaście tysięcy sztuk naboi - to powstańczy dorobek prof. Witolda Kieżuna (91 l.). - No i kilku Niemców zastrzeliliśmy - wspomina były powstaniec.

Warszawski Nowy Świat 23 sierpnia 1944 roku. Sam środek Powstania. Młody mężczyzna z karabinem przewieszonym przez ramię pozuje do zdjęcia. Jest uśmiechnięty od ucha do ucha, kruczoczarne włosy rozwiane jak u filmowego amanta, jest ubrany w mocno przykurzony prochowiec, wokół szyi fantazyjnie zawiązana apaszka. Prof. Witold Kieżun doskonale pamięta to zdjęcie i ten dzień. W sierpniu 1944 r. jako młody podchorąży ps. Wypad walczył w śródmieściu stolicy.

23 sierpnia razem ze swoim pięcioosobowym oddziałem przegonił Niemców z komendy policji na Nowym Świecie 1, zdobył trochę broni, odbił kościół Świętego Krzyża i trzy budynki. - Walka trwała sześć godzin. Od godz. 4 rano. Wracałem jako zwycięzca. Miałem teczkę pełną granatów, mnóstwo brakującej nam broni. Dzięki temu karabinowi, który mam na zdjęciu, odbiliśmy później z niemieckich rąk Pałac Staszica - wspomina profesor. Pamięta wszystko. Nawet to, że miał na nogach buty od łyżew.

Tamten dzień utrwaliła na taśmach ekipa filmowców z AK. Zdjęcia były czarno-białe. Całe lata przeleżały w archiwach, m.in. Urzędu Bezpieczeństwa, a teraz pod patronatem Muzeum Powstania Warszawskiego powstaje z nich fabularyzowany dokument. Zdjęcia są podkolorowane i udźwiękowione. Według "Rzeczpospolitej", która opisała szczegóły projektu, film jest niemal gotowy. To będzie coś jak wehikuł czasu. - Udało nam się rozpoznać na zdjęciach 30 osób. Spośród nich 7 żyje - mówi nam Piotr Śliwowski z Muzeum Powstania Warszawskiego.

Profesor Witold Kieżun miał wtedy 22 lata. I wolę walki. - Całe miasto chciało walczyć. Mieliśmy dość pięciu lat publicznych egzekucji, łapanek, głodu, śmierci grożącej za byle co. Tamtego lata czuliśmy, że musimy walczyć.

Słyszeliśmy o Sowietach i widzieliśmy obdartych Niemców uciekających piechotą, ciągnących swoje mienie na wózkach - opowiada były powstaniec. - Nie było już możliwości odwrotu, ponieważ nie było wyboru. Decyzja o powstaniu była jak tragedia grecka - powiedział "Super Expressowie" profesor.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki