WARSZAWA: Bestialski MORD na MOKOTOWIE

Około godz. 21 w sobotni wieczór na numer alarmowy stołecznej policji zadzwonił mężczyzna. - Jestem na ul. Wolickiej tuż przy Wiśle. Stoi tu czerwony volkswagen crafter na niemieckich numerach rejestracyjnych. Obok leży martwa kobieta, a w środku chyba jest jeszcze mężczyzna - tłumaczył wstrząśnięty przechodzeń.

Na miejsce natychmiast pojechali policjanci z Wydziału Terroru Kryminalnego i Zabójstw. Na zupełnym odludziu tuż przy Wiśle, znaleźli czerwone auto. Około 50-letnia kobieta leżała obok wozu. W środku policjanci znaleźli mężczyznę. Jeszcze żył. Pogotowie, które przyjechało chwilę później, zabrało go do szpitala. Jednak lekarzom nie udało się uratować mu życia.

Co wydarzyło się na niewielkiej polanie? Jak ustalił "Super Express", Niemka zginęła od strzałów w głowę. Mężczyzna został postrzelony w oko, kula przeszła na wylot przez policzek. Miał też poderżnięte gardło.

- To wyglądało jak typowa egzekucja. Żeby strzelić w ten sposób, sprawca musiał strzelać z góry. Możliwe, że ofiara klęczała i poruszała się, prosiła o litość, dlatego zamiast w skroń zabójca trafił w oko - opowiada nam jeden ze śledczych.

Na razie nie wiadomo, kim może być zabójca. Śledztwo trwa.

- Dziś znane będą wyniki sekcji zwłok jednej z ofiar, jutro najprawdopodobniej drugiej. Potem zwrócimy się do strony niemieckiej o pomoc w ustaleniu, z kim w Polsce mogły kontaktować się ofiary, ustalimy krąg podejrzanych - tłumaczy Dariusz Ślepokura z Prokuratury Okręgowej w Warszawie.

Wóz kempingowy, którym podróżowała para, jest zarejestrowany na obywatela Niemiec Petera H. Policjanci wstępnie przyjęli, że motywem tej strasznej zbrodni był rabunek. Jednak jak nieoficjalnie ustalił "Super Express", sprawca strzelał z pistoletu z tłumikiem, możliwe więc, że zabójstwo było dobrze zaplanowane.