Jacek Protasiewicz tylko dla Super Expressu: Jestem z siebie nawet dumny

2014-03-01 3:00

- To skrajnie nieprawdziwa wersja wydarzeń. I to wszystko jest zarejestrowane na monitoringu. Będzie można to sprawdzić - mówi Jacek Protasiewicz dla "Super Expressu".

„Super Express”: - Według niemieckiego „Bilda” na lotnisku we Frankfurcie niemiecka policja zakuła pana w kajdanki po tym, gdy wykrzykiwał pan pod wpływem alkoholu do celników „Heil Hitler”.

Jacek Protasiewicz: - To skrajnie nieprawdziwa wersja wydarzeń. I to wszystko jest zarejestrowane na monitoringu. Będzie można to sprawdzić. „Bild” twierdzi, że się zataczałem, bełkotałem. Gdyby tak było, pokazaliby to. Gdyby tak było policjanci pobraliby krew. Zrobiliby cokolwiek w tym kierunku. Tymczasem są w swoich kłamstwach bezbronni. Są nagrania, na których wyraźnie słychać co i jak mówię.

- Rozmawiamy jeszcze przed południową konferencją premiera Tuska. Ma podjąć decyzję, jak zareagować na to wydarzenie...

- I jestem przygotowany na każdą decyzję premiera.

- Nawet niesprawiedliwą? Skoro jest pan niewinny, to dlaczego mówił pan, że to może oznaczać koniec pańskiej kariery?

- Ponieważ znam premiera Tuska i wiem, że w niektórych sprawach jest bardzo pryncypialny. W końcu doszło do scysji, w którą doświadczony polityk nie powinien dać się wciągnąć. Jako człowiek i jako Polak zachowałem się w porządku. Jako polityk powinienem zachowanie celnika zlekceważyć.

- Wcześniej Donald Tusk taki pryncypialny wobec pana nie był. Przetrwał pan zarzuty o korupcję polityczną. To, że pańscy ludzie kupowali głosy poparcia dla pana od działaczy PO w zamian za obietnice pracy w państwowych spółkach... To były poważniejsze zarzuty niż awantura z celnikiem.

- Rożnica polega na tym, że premier Tusk doskonale wie, że ja ani nie zlecałem, ani nie upoważniałem do obiecywania pracy za głosy. Tu niepotrzebnie byłem zaś stroną tej pyskówki.

- Kiedy usłyszałem wersję „Bilda” w której wykrzykuje pan „Heil Hitler” uznałem, że normalnie by się pan tak nie zachował. „Bild” tłumaczył, że był pan pijany.

- I o to właśnie „Bildowi” chodziło. Wystąpiłem jednak o zdjęcia z monitoringu, gdyż nie pozwolę się oczerniać.

- Jak bardzo Niemiec musi wyprowadzić pana z równowagi, by w rozmowie rzucał mu pan słowa „Heil Hitler” i „Auschwitz”?

- Wie pan, kiedy patrzy na pana zimnym wzrokiem barczysty, krótko ostrzyżony blondyn, rzuca „raus” i później popycha... To nie tylko Polak, ale święty Franciszek mógłby wyjść z siebie. Ci, którzy mnie znają wiedzą, że jestem cholerykiem. Nie używałem jednak przemocy, nie szarpałem się. Naprawdę w tej sytuacji byłem nadzwyczajnie spokojny. Wręcz siebie nie poznawałem! Jestem nawet z siebie dumny, gdyż ani na chwilę nie straciłem nad sobą kontroli.

- Myśli pan, że będzie się to za panem ciągnęło jak za Janem Rokitą jego „Niemcy mnie biją”?

- Proszę nie porównywać tych dwóch sytuacji! Jan Rokita wdał się w awanturę z kobietą, stewardessą Lufthansy, z błahego powodu! Powód mojej scysji z celnikiem i następnie niemiecką policją, moim zdaniem nie był błahy. Choć, jak podkreślam, powinienem tej pyskówki uniknąć.

- Dlaczego w ogóle celnik się panem zainteresował?

- Nie mam pojęcia! Nie miałem bagażu nadwymiarowego i nigdy wcześniej nie proszono mnie o otwarcie bagażu podręcznego. Gdybym miał dwie wielkie walizy i wracał z Hongkongu to rozumiem. A tu? Nie wiem, może uznali, że skoro Polak to musi przemycać papierosy?! Podałem celnikowi swój paszport dyplomatyczny. I zauważyłem, że już to wywołało u niego grymas niechęci.

Zobacz: PROTASIEWICZ stał się POŚMIEWISKIEM! PiS drwi bez litości: Niech go zastąpi Chlebowski, albo Sawicka!

- Coś mu pan powiedział?

- Ani słowa! Obejrzał, oddał mi paszport. Powiedziałem „danke schoen”, a on na to „raus”, a na moją zdziwioną minę rzucił ponownie „raus”! Wzburzyła się we mnie krew i odparłem, że w moim kraju takie „raus” bardzo źle się kojarzy. Z czasami, w których obok „raus” padało „Heil Hitler” i „Hande hoch”. I, że nie życzę sobie, żeby tak mówił.

- O tym razem to w nim się wzburzyła krew?

- Tak i popchnął mnie. Dość mocno. To był młody, barczysty celnik. Powiedziałem mu, że zanim następnym razem użyje siły powinien pojechać do Auschwitz i zobaczyć, do czego doprowadziło tam nadużywanie siły przez ludzi w niemieckich mundurach.

- I on się wzburzył jeszcze bardziej...

- Pchnął mnie ponownie. Miałem jednak ręce z tyłu i nie wdałem się w przepychanki. Poniosły mnie trochę emocje. Mówiłem, to co mówiłem. Nie lubię jak ktoś pomiata ludźmi, a zwłaszcza Polakami. Pilnowałem się jednak i rękoczyny były tylko z jego strony. Drugi celnik milczał i miał przerażenie w oczach. Po czym pojawiła się policja i kazała mi pójść ze sobą.

- I pan odmówił.

- Nie. Powiedziałem, że pójdę, ale tym poleceniem policjant łamie prawo, gdyż Traktat o Unii Europejskiej zakazuje zatrzymania europosła jadącego bądź wracającego z sesji. Mimo tego kazał mi iść ze sobą. Zgodziłem się, ale podkreśliłem, że będę nagrywał tą bezprawną interwencję. Nie spodobało mu się to. Kazał mi schować telefon, po czym skuł mi ręce kajdankami. Na szczęście nie wyłączyłem nagrywania.

- Na szczęście? Było tak ostro?

- Kiedy zażądałem kontaktu z polskim konsulem lub ambasadą wepchnął mnie siłą do samochodu. Zapytałem go, czy zamierza mnie pobić? A on odparł: „Nie. Pobiliśmy już Łucenkę (ukraińskiego opozycjonistę, szefa MSW w rządach „pomarańczowych” - przyp. red) i wystarczy. Ciebie nie. Tamten wystarczy”. Odparłem na to: „to świetna robota”. A on na to „tak”. Zapytałem czy kanclerz Merkel wie o tej „świetnej robocie”. I wtedy on zaczął udawać, że nie mówi po angielsku.

- Aresztowali pana?

- Kazali mi wyjąć pasek i zrobili mi kontrolę osobistą. Zamknęli. Usiadłem na kamiennej pryczy i uświadomiłem sobie, że być może spędzę tam całą noc. Tymczasem na drugi dzień od 8.30 rano miałem prowadzić sesję Parlamentu Europejskiego! Zacząłem się do nich dobijać i wyjaśniać im sytuację. Tamtejsi policjanci zadzwonili do polskiego konsula. Podziękowałem mu, ale widziałem, że zrozumieli już swój błąd. Przeprosili, opuściłem komisariat i pojechałem do Strasburga. Spędziłem tam ponad dobę i dopiero wieczorem w środę pojawiły się informacje z „Bilda”.

- Po tym wydarzeniu rozmawiał pan z szefem europarlamentu Schulzem. Jest Niemcem. Jak zareagował?

- Był zmartwiony zachowaniem niemieckich służb. Jest w tej sytuacji wątek niemiecko-polski... Nie wiem, co temu celnikowi strzeliło do głowy, co z nim siedzi. Dla Schultza jako Niemca nie do pomyślenia było jednak to, że urzędnik państwowy jakim jest policjant, na jednym z największych lotnisk w jego kraju, nie zna prawa! Przyznał też, że miał już sygnały o złym traktowaniu ludzi przez służby we Frankfurcie. Wspomniał, że kiedyś belgijski rząd przepraszał za zachowanie policji wobec europosłanki z Litwy. „Jacek, tak też będzie w tym przypadku” - dodał.

- Przyznał, że słowo „raus” może aż tak wyprowadzić z równowagi?

- Sekretarz generalny europarlamentu Klaus Welle, też Niemiec stwierdził, że urzędnik państwowy reagujący w ten sposób, zachowuje się poniżej standardów.

- Jest pan politykiem dość ostrym wobec polityków Prawa i Sprawiedliwości. Tymczasem ich komentarze w pańskiej sprawie są zaskakująco łagodne. Ktoś przebąkuje o dymisji, ale raczej wyrażany jest żal, że to odwraca uwagę od Ukrainy itd. Skąd to ocieplenie?

- O honor Polski i Polaków trzeba walczyć nawet jeśli w kraju różnimy się w niemal wszystkich innych rzeczach. Chciałbym, żeby nie była to taktyczna cisza przed burzą, ale wyraz zrozumienia dla mojej nerwowej reakcji po skandalicznym zachowaniu niemieckiego celnika.