Krzysztof Rybiński: Masa unijnych pieniędzy jest wydawana bez sensu!

2010-08-17 14:00

Fundusze unijne nie idą w Polsce na budowanie potęgi badawczo-rozwojowej - uważa Krzysztof Rybiński. - Rząd chce dalszych dopłat, aby móc się pochwalić, ile to miliardów euro znów dostaliśmy. Taka postawa jest bardzo medialna. Będzie to jednak trudne, ponieważ inne kraje też chcą tych pieniędzy - dodaje.

"Super Express": - Dziś rząd określi swoje stanowisko w walce o unijny budżet na lata 2014-2020. Czego będzie się domagał?

Prof. Krzysztof Rybiński: - Utrzymania dotychczasowej wysokiej skali transferów do Polski. Rządowi sprzyja obecny system dystrybucji środków unijnych, który pod hasłem polityki spójności preferuje kraje o nierozwiniętej infrastrukturze. Rząd chce dalszych dopłat, aby móc się pochwalić, ile to miliardów euro znów dostaliśmy. Myślę, że będzie walczył o zachowanie nominalnej wysokości obecnego budżetu - 68 mld. Taka postawa jest bardzo medialna. Będzie to jednak trudne, ponieważ inne kraje też chcą tych pieniędzy.

- Czy popiera pan takie stanowisko negocjacyjne?

- Nie. Polityka budżetowa Unii powinna być nakierowana na budowanie konkurencyjności w globalnej gospodarce, a nie na konserwowaniu obecnej nieefektywności. Rząd źle identyfikuje potrzeby naszej gospodarki. Cała masa unijnych pieniędzy jest wydawana bez sensu. Mogę panu wskazać sto portali internetowych założonych tylko po to, by przejeść środki unijne. Organizowane są tysiące bezsensownych szkoleń, do których uczestników bierze się z łapanki. Unijne pieniądze wymagają obsługi administracyjnej. W ciągu pięciu lat liczba urzędników w Polsce na wszystkich szczeblach administracji wzrosła o 100 tysięcy.

- Nie ma żadnych pozytywnych stron dopłat unijnych?

- Oczywiście, że są. Ja tylko zwracam uwagę na ich marnotrawienie. Z nimi jest tak, jak z nagle odkrytymi złożami ropy naftowej. Taki kraj zwykle zatrzymuje się wtedy w rozwoju. Skupia się na eksploatowaniu złóż, czerpie przychody, a następnie je przeżera. Po pewnym czasie złóż zaczyna brakować. Środki unijne pełnią dziś podobną rolę - usypiają nas. Gdyby tych pieniędzy nie było, to żeby znaleźć środki na inwestycje, konieczna byłaby reforma finansów publicznych. Chorwaci zbudowali autostrady za własne pieniądze - nie korzystali z pomocy Unii. A my przeżeramy 68 miliardów euro i czekamy na następne.

- Więc gdzie fundusze powinny być lokowane?

- Tam, gdzie jest zdolność do generowania innowacyjności. Np. do budowania współpracy między naszymi uczelniami i firmami, aby na styku nauka-biznes pojawiały się nowe produkty czy idee, które mogłyby konkurować na globalnym rynku. Mamy najmniejszą w Europie liczbę patentów na tysiąc mieszkańców. Dlaczego? Bo wciąż tkwimy w starym paradygmacie XX wieku - jak wylejemy asfalt, postawimy parę stadionów, oczyszczalni i wiatraków, to myślimy, że Polska będzie nowoczesną gospodarką. Nie będzie. Bo fundusze nie idą na budowanie w Polsce potęgi badawczo-rozwojowej. Na razie mamy tylko pojedyncze firmy, które mogą produkować na cały świat. Niestety, ograniczyliśmy się do wylewania kolejnych kilometrów asfaltu, i to nie zawsze w sposób racjonalny. Przed moim domem zerwano dobry asfalt i położono nowy - znacznie gorszy. Wzdłuż drogi zrobiono korytko, które w czasie deszczu wylewa i zatapia piwnice. W planie obecnego budżetu do 2013 roku mamy zbudować, zresztą w sposób nieefektywny, tysiące dróg ekspresowych i autostrad. Teraz priorytetem powinno być np. ulokowanie pięciu polskich uczelni wyższych w pierwszych trzech setkach szanghajskiego rankingu grupującego najlepsze uczelnie światowe.

- Czy jednak Unia nie powinna z zasady dbać o równomierny rozwój wszystkich krajów członkowskich i konsekwentnie wspierać tam rozwój infrastruktury?

- Nie istnieją żadne rzetelne badania wskazujące na to, że fundusz spójności i fundusze strukturalne pomagają w wyrównywaniu dochodów mieszkańców różnych regionów. Najbardziej patologiczne przykłady stanowią tu południowe Włochy i wschodnie Niemcy, w które wpakowano setki miliardów euro i nic im to nie pomogło. Biedne regiony nie awansowały, jeśli chodzi o dochód na mieszkańca i zamożność obywateli. Podobnie będzie w Polsce. Na szczęście taka polityka spójności właśnie umiera na naszych oczach.

- Co w jej miejsce chcą przeforsować najbogatsze kraje Unii?

- W Europie jest potężny kryzys finansów publicznych, dług publiczny szybko rośnie, deficyty są bardzo duże. Kryzys jest nieubłagany. W przyszłym roku Europa wyhamuje gospodarczo i fundusze będą coraz mniejsze. Dlatego duże kraje nie mają woli politycznej, by łożyć na biedniejsze. Teraz Unia jako całość musi stać się regionem o wiele bardziej innowacyjnym, aby mogła konkurować z Chinami i USA. Najbogatsze kraje UE będą więc ciąć budżet jak się tylko da. W ramach tego drastycznie zmniejszonego budżetu będą przekazywać maksymalne środki na badania i innowacje. Na tym tle Polska ze swoimi żądaniami infrastrukturalnymi występuje jako hamulcowy pozytywnych zmian w Europie.

- Czy kryzys finansowy wymusi również zmiany we wspólnej polityce rolnej?

- Tak. W najbliższej dekadzie będziemy mieli do czynienia ze stopniowym wygaszaniem dopłat dla rolników. Przynajmniej mam taką nadzieję. Bo dziś w ramach globalnego podziału pracy żywność powinna być produkowana nie w krajach rozwiniętych, ale w tych najbiedniejszych. Dzięki eksportowi do krajów bogatych mogłyby wyrwać się z biedy. I skończyć zarazem z dopłatami dla unijnych rolników.

Krzysztof Rybiński

Profesor Szkoły Głównej Handlowej, ekonomista, były wiceprezes NBP