Michał Witkowski w "Super Expressie": Dunin zablokowała Karpowiczowi Nike

2014-10-04 4:00

Karpowicz wyrasta na jakąś seksbombę - mówi Michał Witkowski

"Super Express": - Jak pan jako pisarz odebrał upublicznienie konfliktu Kingi Dunin i Ignacego Karpowicza?

Michał Witkowski: - Z niesmakiem. Uważam, że dla każdej z tych osób jest to PR-owe samobójstwo. Ja bym na pewno sobie na coś takiego nie pozwolił. To, że brudy gdzieś są obecne, to każdemu wiadomo. Żyjemy w takim świecie, że nieistotne jest, czy one są. Istotne jest to, czy je widać.

- Zarzuty są poważniejsze niż brudy. Na początku była mowa o molestowaniu i gwałcie na panu Karpowiczu. Tymczasem według Kingi Dunin służyła ona pisarzowi pomocą, dzieląc się z nim uwagami na temat powieści. Nieformalna, środowiskowa zapłata seksem za pomoc?

- Cóż, ja nigdy w środowisku literackim nie musiałem sięgać po żadne specjalne środki. Może miałem szczęście, ponieważ od razu spotkałem się z sukcesem. Dlatego też nie wiem, jak to dokładnie wygląda... Pewnie u pisarzy drugorzędnych są jakieś takie kulisy, choć trudno o tym przesądzać. Biorąc pod uwagę moje doświadczenia, nie mogę potwierdzić czy zaprzeczyć istnieniu takich rzeczy, jak załatwianie przez łóżko itp.

- A plotki, tajemnice poliszynela? To częsta praktyka?

- Właśnie raczej rzadko się spotyka, żeby w literaturze ktoś coś tak załatwiał. Przecież wydawcy też mają oczy i widzą, że coś jest złe. A jak coś jest złe, to się nigdy nie sprzeda. Trudno tutaj o oszustwo. Młodzi często pytają mnie, co muszą zrobić. I ja im zawsze odpowiadam, żeby skupili się na produkcie. Jest tak mało dobrych produktów, że gdy się takie pojawią, to są brane bez żadnego łóżka i bez żadnych intryg.

- Czyli wystarczy talent?

- W tej chwili wystarczy, dlatego że talentów jest mało. Mało jest fajnych powieści, mało przychodzi ich na konkursy i do wydawnictw. Jak coś w ogóle jest publikowalne, to już wszyscy się cieszą. Co do Karpowicza, nie wypowiadam się, bo po prostu nie znam jego sytuacji. Ale na jego miejscu oddałbym dług i miałbym spokój. Tymczasem stracił dużo więcej.

- Konflikt Dunin i Karpowicza ma tło. To oczywiście Nagroda Nike, która zostanie wręczona w ten weekend. Kinga Dunin zarzuciła, że Karpowicz pozostaje w intymnych stosunkach z sekretarzem tej nagrody Juliuszem Kurkiewiczem.

- Karpowicz wyrasta na jakąś seksbombę (śmiech). Z jednej strony jest obiektem dla Dunin, z drugiej strony niby płaci własnym ciałem. Ja się pytam, gdzie ten seksapil? Nie dopatruję się go. Mówiąc już poważnie, pani Dunin po prostu postanowiła zablokować panu Karpowiczowi wszelkie możliwości w Nike w najbliższym czasie. I zrobiła to skutecznie.

- A sama nagroda? Jej prestiż i szacunek czytelników? To nie ucierpi?

- Oczywiście, że bardzo ucierpi! Już ucierpiał. Akurat teraz, przed rozdaniem, to idealny moment, żeby zacząć niszczyć tę nagrodę. Ja akurat nigdy specjalnie nie przepadałem za Nike, dlatego że ona też za mną nie przepadała... Natomiast stało się fatalnie. Zazwyczaj ludzie myślą, że takie rzeczy dzieją się w show-biznesie. Tymczasem okazuje się, że nie w show-biznesie, ale w literaturze! I jeszcze w takim wydaniu jak Kinga Dunin i Ignacy Karpowicz, a więc delikatnie mówiąc, nie w wykonaniu modelki i modela. Na miejscu Nike popełniłbym rytualne samobójstwo.

- Afera szybko przelała się na Nagrodę Nike, a z Nagrody Nike na wiarygodność recenzji literackich w "Wyborczej" i magazynie "Książki". Padły pytania, czy to nie relacje z recenzentami "GW", zamiast wartości dzieła, wpływają na ich przychylność?

- O recenzjach w "Wyborczej" rzeczywiście mógłbym dużo powiedzieć! To jest też kwestia tego, kto dostanie tę recenzję. Z góry wiem, że jeżeli będzie to jedna osoba, to recenzja będzie zła, a jeżeli inna, to będzie dobra. Jeśli ktoś ogólnie pisarza lubi, to nie będzie go niszczył. Tak się składa, że moje książki w "Wyborczej" dostaje zazwyczaj jako pierwszy Dariusz Nowacki, który mnie bardzo nie lubi.

- Więc wartość tych recenzji jest raczej niska?

- Przede wszystkim subiektywna. Najlepiej mówi o obecnym stosunku recenzenta do pisarza. Również o tym, że nie mamy jednego, wspólnego systemu wartości i oceny. Każdy krytyk ma swoje i te systemy kłócą się nawzajem. Nie będę zaprzeczał, że "Gazeta Wyborcza" dużo zrobiła dla literatury polskiej po 1989 roku. Mimo wszystko należy to doceniać. Na pewno są ludzie, którym bardzo zależy, żeby to dalej funkcjonowało. Są też jednak problemy, których nie można przemilczać.

- Jak "Gazeta Wyborcza" i Nagroda Nike przetrwa ten kryzys?

- Jest mi to obojętne. Moją Nike i moją recenzją zawsze jest raport sprzedaży. To jest jedyny mój Bóg, dla którego ja jestem w stanie się poświęcać. To, co jacyś starsi panowie w jury sobie myślą lub nie myślą na mój temat, to jedno. Raport sprzedaży to drugie. To właśnie ten wyznacznik, który mi mówi, czy książka została przeczytana i kupiona, czy nie.

ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail

Zobacz: Kinga Dunin OSTRO o sprawie z Karpowiczem: "Gówno wpadło do wentylatora i chlapie"