Rafał Ziemkiewicz

i

Autor: Piotr Liszkiewicz

Michnikowszczyzna umiera, narodziło się coś gorszego

2015-01-01 14:10

Zdarza mi się po dwudziestu kilku latach bojów z„Gazetą Wyborczą” z nostalgią myśleć o czasach, gdy poziom tego środowiska wyznaczali ludzie pokroju profesora Leszka Kołakowskiego, księdza Józefa Tischnera czy redaktora Jerzego Turowicza. Było się z kim nie zgadzać, walczyć i dyskutować. Dziś poziom nowego salonu wyznaczają ludzie tacy jak Kuba Wojewódzki, Tomasz Lis, czy Nergal. Trudno nie mówić tu o degeneracji - mówi Rafał Ziemkiewicz, pisarz i publicysta

Super Express: Przez wiele lat środowisko „Gazety Wyborczej” było uważane za dominujące, a Adam Michnik określany był mianem demiurga III RP. Czy Pana wygrana z redaktorem naczelnym GW oznacza, że rolę tę stracił?
Rafał Ziemkiewicz: Nie sądzę, żeby miało to związek z wyrokami sądu. Ale faktycznie, pozycja Wyborczej osłabła. Adam Michnik przypomina postać czarodzieja Sarumana z trylogii Tolkiena. Saruman najpierw był najpotężniejszym z białej rady magów, która walczyła z Sauronem. Potem wszedł w sojusz z Sauronem, myśląc, że będzie wszechpotężny jak zły duch i rządzić będą razem,  natomiast ostatecznie został sprowadzony został do roli złośliwego starca, który może robić złośliwości małym hobbitom. Wydaje się, że Adam Michnik przeszedł właśnie taka drogę. Jest dziś postacią marginalną na polskiej scenie politycznej. Myślę, że jego upadek zaczął się po aferze Rywina. Redaktor naczelny „Gazety Wyborczej” dał wtedy dowód tego, że nie rozumie na jakich zasadach jest przez okragłostołowy układ tolerowany. Najwyraźniej uważal, że jest takim oligarchą ducha, a jego pozycja jest nadrzędną wobec tych, którzy dysponują dużymi pieniędzmi. Został przywołany do porządku bardzo boleśnie. To w o góle przykra sprawa, gdy spojrzymy, jak się ułożył życiorys tego niewątpliwego bohatera podziemia w III RP. Nie jest jedynym zasłużonym działaczem opozycji, który  po 1989 roku nie dorósł do dawnej legendy.
Kto w tym układzie jest dziś Sauronem?
Myślę, że Donald Tusk był znakiem pewnej istotnej zmiany. Jego dojście do władzy w 2007 roku było końcem układu postkomunistycznego w takim sensie personalnym. Platforma Obywatelska nie była siłą postkomunistyczną, jak SLD, ale siłą nową. Partią drobnych cwaniaczków, postaciami symbolicznymi są Zbigniew Chlebowski, czy Mirosław Drzewiecki. Ludzie ci wyrośli z prowincjonalnych, nie specjalnie ładnych układów. Na takich ludziach oparł się Donald Tusk. Faktycznie odsunął od władzy mafię postkomunistyczną. Która musiała się z nim dogadać, ale jednocześnie odsunąć w cień. Bynajmniej nie twierdzę, że nowy układ jest czymś lepszym. Jest natomiast czymś innym. Adam Michnik i bohaterowie dawnej Solidarności do niczego nie są potrzebni.
Dlaczego?
Komuniści potrzebowali rozgrzeszenia. Musieli mieć moralną legitymację. I Adam Michnik im ją zapewniał. Mocą tego, że był okrzyczany największym bohaterem opozycji, określanym wręcz mianem tego, który cierpiał za miliony, mógł o jednym komuniście mówić, że odkupił swoje winy, a o drugim, że jako moczarowiec wciąż zasługuje na pogardę. Tusk nikogo takiegonie potrzebował . Środowisko salonu było dla niego owszem użyteczne, ale mało istotne. Przykładem jest traktowanie przez Tuska bardzo  ważnych dla michnikowszczyzny spraw. Do dziś śmieszy mnie, gdy do Tuska przyszli z petycją ludzie kultury. Premier wziął petycję, podpisał i.. odesłał do ministra kultury. Gdyby powiedział im pocałujcie mnie w d., to byłoby mniej uprzejme, ale znaczyłoby to samo. Jak przychodziło do podziału pieniędzy ważniejsze były strefy kibica, niż jakieś tam towarystwa salonu. Coś się skończyło. O ile Kwasniewski mógł mieć kompleks Adama Michnika, to obecny układ uważa, że salon musi Tuska popierać, bo inaczej przyjdzie Kaczyński. A skoro musi popierać, to można go lekceważyć. Zauważalne jest też zniknięcie Adama Michnika. Wygłasza on tylko okolicznościowe przemówienia przy okazji pogrzebów oraz kazania o tym, że Putin jest zły, podczas gdy kiedyś twierdził, że Putin jest dobry. To pokazuje, że chwała jego jest dawno miniona.
Na koniec zabawię się nieco w adwokata diabła. Bo jakbyśmy nie oceniali michnikowszczyzny, to najbardziej skandaliczne lincze medialne (np. zniszczenie Marka Kępskiego), nie były dziełem „Gazety Wyborczej”. Zdarzało się, że sam Michnik odmawiał zajmowania się sprawą, do której nie był przekonany. Czy upadek salonu nie oznacza czasem, że pojawił się nowy ośrodek, znacznie bardziej mroczny i dla Polski szkodliwy?
Moim zdaniem problem Michnika wynikał z faktu, że jest to człowiekm, który nie kieruje się racjonalnością, ale emocjami, najczęściej negatywnymi. Wszystko, co złego zrobił wynikało ze strachu. Widać to wyraźnie w jego publicystyce. Michnik bał się, że jak ułomną demokrację, ze zgniłym kompromisem z komunistami zastąpimy prawdziwą demokracją, to jacyś radykalni katolicy, oenerowcy z mieczykami zrobią tu dyktaturę, będą wieszać Żydów, dojdzie do rzeczy strasznych. Zdarza się jednak, że wśród emocji, które Michnikiem targają, są też emocje szlachetne. Zdarza mi się po dwudziestu kilku latach bojów z „Gazetą Wyborczej” z nostalgią myśleć o czasach, gdy poziom tego środowiska wyznaczali ludzie pokroju profesora Leszka Kołakowskiego, księdza Józefa Tischnera czy redaktora Jerzego Turowicza. Było się z kim nie zgadzać, walczyć i dyskutować. Dziś poziom nowego salonu wyznaczają ludzie tacy jak Kuba Wojewódzki, Tomasz Lis, czy Nergal. Trudno nie mówić tu o degeneracji. Michnikowszczyzna była projektem zakładającym stworzenie nowego modelu polskości, ale jednak polskości. Dziś „Gazeta Wyborcza” jest nie awangardzie, raczej w cieniu. Ton nadaje TVN i inne stacje telewizyjne. To taki  ton „pierdzenia na wargach” na wszystkie wartości – Boga, ojczyznę, patriotyzm. GW się do tego dostosowuje, zajmuje się naśladownictwem. Bo tego panświnizmu chcą lemingi. I można powiedzieć, że dziś stacje telewizyjne i wspierająca je „Gazeta Wyborcza” stoją dziś tam, gdzie u zarania III RP Jerzy Urban i tygodnik „NIE”.
Rozmawiał Przemysław Harczuk