Michał Kamiński: Odchodzę, ale szczerze mówiąc jakoś chciałbym wrócić

2014-10-18 4:00

Nie mam żalu do Ewy Kopacz, to nie o to chodzi, że mnie nie chciała - mówi Michał Kamiński

"Super Express": - To moja druga rozmowa z panem z okazji oficjalnego zakończenia kariery politycznej. Jak będzie dziesiąta, to zrobimy to jakoś uroczyście. Nie wiem, może przyjdę z winem...

Michał Kamiński: - (śmiech) To definitywny rozbrat w dającej się przewidzieć przyszłości. Nigdy nie można wykluczyć, że kiedyś do polityki wrócę. Szczerze mówiąc, nawet jakoś chciałbym wrócić... Ważne jest jednak i to, że sobie i innym udowodnię, że jestem w stanie świetnie poradzić sobie i poza polityką.

- Przed odejściem zdążył pan jeszcze napisać część exposé Ewy Kopacz...

- Na exposé Ewy Kopacz największy wpływ miała Ewa Kopacz. Korzystała z różnych rad, w tym i moich, czego nie ukrywam. To jednak jej dzieło, a nie moje. I to ona ponosiła za nie odpowiedzialność, jak i powinna zbierać pochwały.

- Tak jak Maryla Rodowicz zbierała pochwały za wykonanie piosenki Agnieszki Osieckiej "Niech żyje bal"?

- Irytują mnie te nieuczciwe sugestie, że ktoś jej napisał exposé...

- Nie znam w normalnej polityce szefa rządu, który by się zamknął i sam napisał exposé...

- Zgoda, zawsze to jest zespół, ale to było jej dzieło. Tyle że polityk jest oceniany także za to, jakich dobiera sobie współpracowników. To jak zaprzęgnięcie dobrych koni do zaprzęgu. Jeżeli zaprzęga dobre konie, to znaczy, że zna się na rzeczy. Czy jest prezydentem USA, czy Łomży, potrzebuje współpracowników.

- Dlaczego Ewa Kopacz nie chciała zaprząc do zaprzęgu pana? Nie umie dobrać koni czy to pan jest za słaby?

- Mam wrażenie, że to nie chodzi o to, że nie chciała...

- Jakby chciała, to siedziałby pan w Kancelarii Premiera, a nie na walizkach przed wylotem do Brukseli.

- Raczej technicznie coś nie zagrało. Po propozycji, którą mi złożyła prywatna firma, miałem określony termin na odpowiedź, pani premier podjęła taką decyzję, jaką podjęła...

- Ma pan do niej żal.

- Nie! Nie zmienia to w żaden sposób mojego stosunku do premier Kopacz i mojego emocjonalnego zaangażowania, by odniosła sukces. Gdyby zaproponowała mi pensję kilku tysięcy złotych, to zostałbym w Polsce.

- Pomimo morza pieniędzy tam?

- Taka jest prawda. Pensje dla profesjonalistów w polskiej polityce wymagają od nich też patriotyzmu. Tu nie pracuje się dla pieniędzy. Chyba że ktoś jest nieuczciwy...

- Albo jest europosłem.

- To prawda, ta dysproporcja między polską polityką a europarlamentem jest chora. Powoduje niepotrzebne napięcia. Do europarlamentu często idą ludzie nie dlatego, że jest to przedmiot ich zainteresowań, ale ze względu na tę różnicę.

- To duża część polskich europosłów?

- Nie chcę nikogo oceniać. Ja trafiłem z innego powodu. Choć nie ukrywam, że były to niezłe pieniądze. I po moich oświadczeniach majątkowych widać, że europarlament się opłaca.

- Platforma nie chciała panu zapłacić kilku tysięcy zł miesięcznie, a Igora Ostachowicza chciała wycenić aż na 2 miliony zł miesięcznie. Jak pan się z tym czuje?

- Igora Ostachowicza nie zweryfikował międzynarodowy, prywatny rynek, a mnie zweryfikował. Co nie zmienia mojej opinii, że Ostachowicz przy jego talentach na pewno sobie poradzi. Udowodnił, że jest bardzo zdolny. Nie przewidział, jak zostanie oceniona w mediach jego decyzja. Medialnie się nie broniła, choć merytorycznie tak...

- Wie pan, jeżeli ekspert od PR i mediów nie czuł, że media i wyborcy źle odbiorą stworzenie dla niego etatu w państwowej firmie za 2 miliony zł miesięcznie, to może nie jest aż takim ekspertem?

- To był jego błąd, ale nie chcę tego komentować. Słabo go znam, ale doceniam jego talenty.

- Ewa Kopacz sobie poradzi?

- Oczywiście. Takiego premiera oczekują Polacy i nasza polityka...

- Te pierwsze wpadki pana nie przeraziły?

- Nie, bo to nie były żadne wpadki, tylko drobne potknięcia. W oczach zwykłego człowieka tak naprawdę dodają jej ludzkiego wymiaru. Pokazują, że nie jest z plastiku. Ewa Kopacz nie jest też politykiem, który dałby sobie cokolwiek narzucić. Jest twardą kobietą.

- Naprawdę pan wierzy, że gdy była podwładną Donalda Tuska, to nie dała sobie niczego narzucać jako minister lub marszałek Sejmu?

- Polityka to gra zespołowa, a ona była w zespole Tuska. Od kiedy została premierem, wyraźnie podkreśliła, że to ona jest szefem rządu i bierze odpowiedzialność.

- O właśnie, ten fragment exposé podobno też jest pańskiego autorstwa...

- No na Boga... To, co w exposé jest wyrażone w sensie politycznym, w tym wyrazy ogromnego uznania dla Tuska, jak i podkreślenie, że od dziś to ona rządzi, było całkowicie jej.

- Tuskowi się to spodobało?

- Nie wiem.

- Na odchodne zostawił jej minę z pensją Ostachowicza, sugerując w wywiadzie "przy płocie", że to już nowe władze...

- Nie słyszałem tego wywiadu...

- A wypowiedź Tuska, w której mówił, że Ewa Kopacz była "absolutnie załamana"?

- Kurczę, tej wypowiedzi też nie pamiętam.

- Kurczę, jak pan wygodnie pamięta tylko te wypowiedzi Tuska, za które można go pochwalić!

- (śmiech) Nie sądzę, żeby między nimi był konflikt. Ewa Kopacz nie byłaby tym, kim jest, gdyby nie Tusk. I ma tego świadomość. To zmiana i jej konsekwencje. Tusk sam tej zmiany zresztą dokonał. Dlaczego miałby chcieć ją osłabiać?

- Nie wiem. Może z wrodzonej złośliwości? Z chęci budowania legendy zbawcy Polski wracającego po 5 latach z Brukseli?

- Tusk wielokrotnie udowadniał, że jest patriotą i Polski, i Platformy. Zależy mu na sukcesie PO i nie ma żadnego racjonalnego powodu, żeby nie chciał sukcesu Ewy Kopacz.

- Do odejścia Tuska nie doszło zbyt późno? Trzy kampanie wyborcze na jeden rok rządów nowej premier?

- Nie mam wrażenia, żeby Platforma radziła sobie w sondażach źle.

- Teraz nie, to może być jeszcze efekt zmiany...

- Moim zdaniem PO nie zmierza do porażki, raczej odwrotnie. W Prawie i Sprawiedliwości mam wciąż wiele źródeł informacji i docierają do mnie dwie rzeczy. Pierwsza - że pierwszy raz od lat cieszyli się z tego, że coś mi się w życiu udało i wyjeżdżam pracować poza Polską. I druga - że boją się Ewy Kopacz. Brakuje im pomysłu na jej fenomen.

- Bez przesady z fenomenem. Może raczej brakuje pomysłu na nagłe zniknięcie Donalda Tuska.

- Jednak powiedziałbym, że fenomen Ewy Kopacz. Choć nie ma co ukrywać, że lata budowania sceny politycznej wokół konfliktu dwóch osób zrobiły swoje i brak głównego rywala robi pewne zamieszanie. Polacy postrzegali politykę: albo Tusk, albo Kaczyński.

- Polskie partie były przesadnie zdominowane przez dwóch liderów. Platforma przetrwa odejście Tuska?

- Przetrwa. Z punktu widzenia polityki Ewa Kopacz skonstruowała rząd bardzo dobrze, a nawet nadspodziewanie dobrze. Pamiętała o zakończeniu podziałów w Platformie. Decyzja o powrocie Grzegorza Schetyny była zaskakująca, ale dla PO słuszna. Jako premier pokazała, że nie jest więźniem żadnych schematów. W każdym kraju lider dba o równowagę we własnej partii.

- Dla pana ta równowaga w PO okazała się niekorzystna?

- Dlaczego?

- Część polityków wyraźnie wypychała pana z Platformy, nie chciała pana...

- To prawda, że część mnie nie chciała. Chodzili po mediach i mówili, że czekam pod oknem na propozycje. Duża część jednak mnie chciała i nie mam poczucia, że mnie wypchnięto.

- Walki o mandat europosła z Lublina nie przegrał pan przez to, że część działaczy PO sabotowała pański start?

- O przepraszam, ja wygrałem.

- Jak to?

- Wyborcy PO dali mi zwycięstwo na listach PO. To Platforma nie zdobyła tam mandatu. Byli w PO politycy, którzy byli liderami list, a wybory przegrali. W partiach są różni ludzie, a ja nadal jestem sympatykiem i wyborcą Platformy Obywatelskiej.

- Jako sympatyk doradziłby pan Ewie Kopacz, by zgodziła się na start w wyborach Sławomira Nowaka czy Mirosława Drzewieckiego? Czy żeby się odcięła?

- Nie mówmy o odcinaniu się od ludzi, to nie moja decyzja. Ewa Kopacz jest osobą lojalną wobec ludzi i to jej wielka cecha...

- Ale powinna z nich zrezygnować?

- Osobiście lubię i cenię panów Nowaka i Drzewieckiego. I nie usłyszy pan ode mnie o nich złego słowa.

- Byliby dla niej obciążeniem?

- Powtórzę, nie powiem o nich niczego złego.

- Dobrze, to niech pan ich pochwali. Dlaczego byliby dla Platformy atutem, pomimo skojarzeń, jakie budzą?

- Te skojarzenia i odbiór publiczny nie zawsze są prawdziwe... Powiedzmy, że Ewa Kopacz jest liderem nowego typu, który obiecuje dobrą zmianę w przyszłości. Inni to jednak tacy panowie z początku lat 90...

- Na koniec kilka słów o pańskiej nowej pracy. Będzie pan teraz zawodowcem od kampanii politycznych na wolnym rynku...

- O mojej nowej pracy nie chcę mówić publicznie...

- Może jednak. Powiedzmy, że pojawiliby się u pana w biurze Ławrow. I wraz z pańskim nowym szefem zleciliby poprawienie wizerunku Rosji na świecie w chwili wojny na Ukrainie... W czasie wojny z Gruzją zatrudniali takie agencje w Brukseli.

- Nigdy nie będę pracował dla kogoś, kogo będę uznawał za wroga, a nawet nieprzyjaciela Polski.

ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail

Czytaj: Mirosław Skowron KOMENTUJE: Myśl trenerska Ewy Kopacz?