Opinie. Paweł Kowal: Zachęcają Putina do dalszych aneksji

2014-11-25 3:00

Paweł Kowal w rozmowie z redaktorem Tomaszem Walczakiem

"Super Express": - Szef niemieckiego MSZ Frank-Walter Steinmeier ogłosił wszem wobec, że nie widzi Ukrainy ani w NATO, ani w Unii Europejskiej.

Paweł Kowal: - Pachnie to trochę podobnymi dyskusjami, jakie toczyły się wokół Polski w latach 90., kiedy ktoś chciał decydować za nas. W 1993 r. przyjechał Borys Jelcyn i starał się uniemożliwić nasze wejście do NATO. Inna sprawa, że Steinmeier nie ma żadnego tytułu do tego, by wypowiadać się na temat perspektywy członkostwa jakiegokolwiek kraju europejskiego w Unii. Traktat stawia sprawę jasno - każdy kraj w Europie, który spełni kryteria kopenhaskie, może być członkiem Wspólnoty. Tego typu wypowiedzi, jak te Steinmeiera, nie powinny mieć po prostu miejsca. Niemcy w końcu ten traktat ratyfikowały.

- Wypowiedź Steinmeiera, niedługo po tym jak Rosja zażądała jasnej deklaracji, że Ukraina nigdy nie będzie członkiem NATO, to próba wyjścia naprzeciw oczekiwaniom Kremla?

- Z jednej strony to ukłony pod adresem Rosji, a z drugiej podcinanie skrzydeł rządowi ukraińskiemu. Władze w Kijowie odniosą sukces jedynie wtedy, gdy pokażą Ukraińcom, że ich poświęcenia mają jakiś sens i w przyszłości ich kraj może stać się częścią struktur świata zachodniego. Wypowiedź Steinmeiera jest więc działaniem przeciwko reformom na Ukrainie, ponieważ osłabia pozycję reformatorskiego rządu w Kijowie.

- Nawet jeśli perspektywa wejścia Ukrainy do Unii jest bardzo daleka?

- Oczywiście, każdy, kto ma rozum, wie, że Ukraina nie ma możliwości szybkiej akcesji do UE, natomiast składanie politycznych deklaracji wykluczających tę akcesję to pogłębianie zamieszania. To też plucie w twarz tym wszystkim Ukraińcom, których bliscy ponieśli śmierć w walce o to, by ich kraj mógł sam decydować o swojej przyszłości.

- Pamiętam szczyt NATO w Bukareszcie w 2008 r., na którym NATO jasno opowiedziało się przeciwko przyjęciu do Sojuszu Gruzji. Niedługo potem rosyjskie wojska najechały ten kraj. To zdecydowane odrzucenie starań Ukrainy o przyjęcie do struktur natowskich i unijnych przypieczętowuje los tego kraju?

- Deklaracja Steinmeiera to nic innego jak okazywanie słabości i zachęcanie Putina do kolejnych aneksji.

- I chyba odebranie sobie pola manewru. Kiedyś Zachód obiecał Rosji, że nie będzie baz NATO w Polsce i mimo agresji Rosji na Ukrainę słowa dotrzymuje. To, co dziś chlapią politycy na Zachodzie, za parę lat zostanie przez Moskwę wyciągnięte?

- To jest problem, dlatego uważam, że wszelkie rozstrzygnięcia dotyczące Ukrainy i Rosji powinny być rozstrzygane na szczeblu unijnym. Kiedy poszczególne państwa UE same sobie przyznają prawa do takich rozstrzygnięć, to zazwyczaj źle się kończy. Ta linia polityki niemieckiej, która zupełnie pomija Unię, osłabia pozycję Europy. Wszyscy ci, którzy nie pytając instytucji europejskich, składają jakieś dalekosiężne deklaracje w imieniu całej Unii, działają przeciwko Wspólnocie i jej jedności.

- W co grają Niemcy?

- Przede wszystkim strona niemiecka, z tego, co wiem, ani publicznie, ani w rozmowach zakulisowych nie poinformowała o rozmowach Steinmeiera na Kremlu. W tak napiętej sytuacji międzynarodowej uważam, że opinia publiczna w państwach UE powinna zostać poinformowana o tym, co było przedmiotem targów na Kremlu. Wiem, że kiedy odbywają się nieformalne spotkania w takich okolicznościach, to zawsze źle wróży.