Opinie. Wywiad z Jerzym Owsiakiem: Zarabiam niewiele więcej niż górnik

2016-01-07 14:27

Rozmowa Mirosława Skowrona z Jerzym Owsiakiem, szefem Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, dziennikarzem i happenerem.

„Super Express”: - Ile Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy zbierze w tym roku?

Jerzy Owsiak: - Zawsze boimy się mówić wcześniej. Dane ze sztabów z różnych miejsc dopiero spływają, ale porównując z poprzednim rokiem, może być podobnie, ok 50 mln zł.

Finał WOŚP zbiegł się z kolejnym konfliktem rządu z lekarzami. Od kilku lat to pewna norma...

Jest jakiś problem w naszej służbie zdrowia, ale nie tyle z pieniędzmi, co ze sposobem ich wydawania. Nie chodzi o to, że giną... Każdy kto się tym zajmuje podkreśla, że te budżety są coraz większe. Przykład oddziałów dziecięcych, tego ile się w nich zmieniło pokazuje jednak, że można działać lepiej. Po reklamówkach WOŚP, które na nich kręciliśmy, były nawet zarzuty, że kręcimy je w szpitalach za granicą! Tymczasem to są polskie szpitale!

To skąd ta niemoc?

Czytaliśmy, także w „SE” o sukcesach lekarzy, np. przeszczepie twarzy. Tego się nie da osiągnąć wyłącznie zapałem. To musi być super sprzęt, świetni lekarze. I jednocześnie słyszymy o fatalnej organizacji, o odmawianiu pomocy pacjentom. Przy wielomiliardowym budżecie! Tymczasem my jako WOŚP wkraczamy ze znacznie mniejszymi kwotami, ale załatwiamy pewne programy kompletnie. Czyli to nie jest studnia bez dna. Można to załatwić do końca. Nam się zarzuca, że wyręczamy rząd...

W pewnym stopniu wyręczacie.

Tyle, że my robimy rzeczy dodatkowe. Nie zajmujemy się łataniem dziur. I lekarze też nie czekają na WOŚP czy państwo. Polscy lekarze uruchamiają swoje pomysły na pozyskanie środków, swoje fundacje. Prawda jest brutalna – ludzie się przyzwyczaili, że jeżeli czegoś nie ma, to muszą zorganizować sami, bo państwo nie kupi. I czasami mam wrażenie, że gdybyśmy jako WOŚP mieli wydać 10 razy więcej, to też byśmy zrobili to lepiej. W tych sporach o których mówisz jest jednak dziwna dyskusja pacjenci kontra lekarze. Może przydałby się ktoś, kto szczerze powiedziałby na czym stoimy. Źe te kolejki będą, bo mamy za mało lekarzy, i nie ma innego wyjścia Może przydałby się tu ktoś w rodzaju zdrowotnego Balcerowicza?

Czy kimś takim szczerym nie powinien być minister zdrowia? Ja mam wrażenie, że Bartosz Arłukowicz wcielił się w gauleitera służby zdrowia i wygraża lekarzom, że powywiesza nazwiska strajkujących. Zarządza konfliktując pacjentów z lekarzami, a kolejki likwiduje przesuwając je spod jednych drzwi pod drugie.

Niestety pewien ton dyskusji funkcjonuje już jako normalny. Politykom nie stawia się już wymagań, by wypowiadali się normalnie, by szukali rozwiązań. Oglądałem w czwartek debatę w Sejmie o górnictwie. I politycy wszystkich opcji, wraz z prowadzącym obrady, wypowiadali się w sposób wskazujący, że dopingują się w walce, ale wcale nie szukają pomysłu na porozumienie. U obu stron widać szyderstwo i chęć dowalenia rywalom. Minister mówi coś fatalnego, szef związków odpowiada posłom też czymś niewiarygodnym. Służba zdrowia nie jest wyjątkiem. Przestaliśmy umieć rozmawiać, wzorujemy się na politykach.

Wyrzucenie dziennikarza Michała Rachonia z TV Republika z konferencji WOŚP, to chyba nie był objaw umiejętności rozmowy?

I zanim zapaliła mi się czerwona lampka, że to wyszło fatalnie, to już było za późno. Naprawdę nie jestem gościem, który przez całą dobę chodzi zachwycony sam sobą. Dostałem spora dawkę hejtu, nie mam skóry nosorożca i nie umiem udawać. Robimy 3-4 konferencje prasowe w roku...

A konferencje są od tego, żeby odpowiadać na pytania dziennikarzy. TV Republice odmówiono akredytacji?

Tak, ale robimy konferencje rzadko i chcieliśmy poświęcić ją głównie finałowi. Konferencja to nasza impreza zamknięta i mamy prawo zaprosić jednych, a innych nie, jeżeli spodziewamy się, że mogą zakłócić to, co chcemy przekazać. Ja nie unikam wywiadów. Ty umawiałeś się i odpowiadam na wszystkie pytania. Ludzie z TV Republika nie chcieli się umówić na taką rozmowę. Ich dziennikarz, który nie był na konferencji akredytowany, wstał i już w pierwszym pytaniu mylił fakty i rzucał oskarżenia: „założył pan spółkę „Jasna Sprawa”, a zamknął „Mrówkę Całą”. Nie zamknąłem, a zawiesiłem. Zaś „Jasna Sprawa” nie jest spółką. Poprosiłem, by zadał to pytanie po konferencji. Pomyślałem, że teraz zejdzie pół godziny na gadanie o firmach, zamiast o WOŚP.

Powiedziałeś „proszę tego pana zabrać” i wzięli się za niego ludzie w dresach...

Zadyma, zamieszanie, facet nawija jak kataryna. To już nie jest jedno pytanie, to jest cała lista pytań i oskarżeń. Może i takie słowa padły, może nie. Mogło mi się podnieść ciśnienie i ostatecznie nie wyszło to tak jak powinno.

Wyciągniesz jakieś konsekwencje wobec tych, którzy wyrzucali?

Nie wiem, kto to był.

No naprawdę...

Naprawdę! Nasi organizatorzy byli w koszulkach WOŚP, a ci ludzie byli w dżinsach i bluzach od dresu. Nie znam ich, nasz rzecznik też. Może to i nasi fani, ale ja tego nie pochwalam. Wiem, że wyglądało to słabo. Nie byłem tym zachwycony. I mogę tu pana Rachonia przeprosić za ludzi, którzy go wyrzucili. Z drugiej strony wiem, że to jest dziennikarz, którego wizyty na konferencjach kończą się awanturami i wizytami policji.

On nie miał szansy, więc ja zapytam: po co ta firma „Jasna Sprawa”?

To jednoosobowa działalność gospodarcza, która nie zajmuje się niczym innym, niż zleceniami na moje wykłady. To coś zupełnie odrębnego. „Mrówka Cała” była zaś firmą produkującą programy telewizyjne, między innymi  także o tym, co robimy w Fundacji. Firmę tę zawiesiliśmy, ponieważ skończyły się zlecenia na programy dla TV.

Wytoczyłeś też proces, i to karny, blogerowi Matce Kurce? Po co? Większość Polaków nie znała go, dopóki nie wygrał z tobą w sądzie.

Wydawało nam się, że te oskarżenia już o sprawy niemal kryminalne, powinny spotkać się z reakcją. Po fakcie jest wielu Wujków Dobra Rada, że nie należało. Tam była jednak sugestia za sugestią, że jestem nastawiony na wyciąganie pieniędzy z WOŚP. Gdyby napisał, że śmierdzi mi z pyska i mam kiepską fryzurę, to spokojnie. W tym jednak przypadku brak reakcji pozwalałby na robienie normy z takich zarzutów. Kiedyś poszedłem do sądu, gdy bloger pokazywał mnie w czapce SS-mana.

I wygrałeś?

Tak, sędzia uznał, że to przekroczenie norm. Bloger przeprosił, ale mój adwokat musiał 20 min bawić się w encyklopedię tłumacząc w polskim sądzie, czym była formacja SS! To dopiero było naprawdę przerażające!

Co tłumaczyłeś w procesie z Matką Kurką?

To był pozew o zniesławienie. Nie mieliśmy pretensji, że sugeruje, że się źle rozliczamy. Każdy może uznać, że jego zdaniem źle. Proces był o nazwanie mnie „hieną cmentarną” i „romskim macho wyganiającym żonę w ciąży na ulicę”.

I przegrałeś.

Sąd uznał, że moja wrażliwość powinna być przytłumiona, bo jestem osobą publiczną. Ja mam ją przytłumioną na wiele spraw. Jednak nie na wszystkie! I sąd wycenił „hienę cmentarną” na 300 zł, a „romski macho” stał się w ogóle bezpłatny. Czyli można tak ludzi nazywać? Uważam, że to przesada. Odwołujemy się.

Warto?

Oczywiście! Obrażamy się jako Polacy, i słusznie, gdy gazety na świecie piszą o „polskich obozach śmierci”. Ambasady reagują. Oburzają nas pseudohistorycy z Izraela, którzy twierdzą, że Polacy współtworzyli holocaust. Oburzają ci z Francji, którzy twierdzą, że holocaustu nie było. Najbardziej zabolało mnie jednak to, że sąd nie uznał za niezgodne z prawdą twierdzenie przez blogera, że kupujemy zły sprzęt. Z jednej strony były jego słowa, a z drugiej lekarze z wielu miast mówiący co innego!

Rozmawialiśmy z Matką Kurką i on podkreślił, że nie ujawniłeś sądowi dokumentów twoich firm. To wywołało wzburzenie nawet wielu przychylnych ci osób. Owsiak może stać ponad prawem?

Świetnie, że o to pytasz. Przede wszystkim sąd nie prosił o dokumenty moich firm, tylko o dokumenty Fundacji WOŚP i spółki należącej tylko do Fundacji – Złoty Melon. Przez większą część procesu pokazywaliśmy wszystkie dokumenty, o które sąd prosił, ale my także prosiliśmy sąd, by te dokumenty oglądał biegły. Sąd na to nie przystał! Proces jest jawny i bloger wrzucał dokumenty od razu na swojego bloga. Nie wszystkie, ale tylko te fragmenty, które sobie wybierze, które może wykorzystać do oczerniania Fundacji. Nie mam nic przeciwko ujawnieniu ich biegłym i sądowi, ale nie amatorowi, który manipuluje papierami! I ten bloger zażądał dokumentów z 10 lat, a sędzia się przychylił. Też bez biegłego. W tym zawarte miały być kontrakty w których jest tajemnica handlowa! To też powód odwołania od wyroku. Te wszystkie dokumenty są znane skarbówce, ministerstwom, poddawane były licznym kontrolom. Od ponad 20 lat ani razu nie było zarzutu, że coś jest nie tak, choć były audyty zewnętrzne i donosów jest mnóstwo!

Czy problem nie zrodził się z tego, że krygujecie się z żoną przyznać, że po prostu zarabiacie pieniądze? Przez lata podkreślałeś, że nie bierzesz niczego z WOŚP...

Nie wstydzimy się, nie ma tu mowy o żadnym krygowaniu. Od początku do dziś ja nie pobieram żadnego wynagrodzenia z Fundacji! Moja żona od kilkunastu lat jest zatrudniona jako dyrektor ds. medycznych, co nigdy nie było tajemnicą i od zawsze wiadomo, ile zarabia. Widać to w każdym rocznym bilansie. Ja z kolei od dwóch lat jestem zatrudniony w spółce Złoty Melon, której właścicielem jest Fundacja. Ta spółka zarabia dla Fundacji pieniądze. Prowadzę ją z ogromnym sukcesem, tylko i wyłącznie na chwałę WOŚP, a zarabiam podobnie jak moja żona. I to są wszystkie nasze finansowe relacje z Fundacją.  Zarówno ja w Złotym Melonie, jak i moja żona zarabiamy niewiele więcej niż górnik. Kuriozalne jest to, że miałem listy, że nasza działalność jest na tyle pożyteczna, że nawet gdybym z tego coś uszczknął, to nie ma sprawy. Gdy to słyszę, włos mi się jeży na głowie! Jakie uszczknąć! Nie mogę i nie muszę!

Zarabiasz na spółkach wokół WOŚP, na swoim wizerunku. I może po prostu warto powiedzieć: zarabiam np. kilkadziesiąt tysięcy zł miesięcznie. Czego tu się wstydzić? Ktoś coś robi rok w rok od 23 lat i ma na tym nie zarabiać?

Jeszcze raz – zarabiam jako prezes zarządu spółki Złoty Melon. I to jedyna moja pensja. Za to moja twarz często zarabia na cele WOŚP, co dla mnie jest całkowicie non profit. Przez lata miałem program telewizyjny, produkowany właśnie przez firmę „Mrówka Cała” i nie ukrywam, że to były dobre pieniądze. Za to teraz od trzech lat prowadzę płatne wykłady dla biznesu. I to też jest spory dodatkowy dochód. Te pieniądze z wykładów oraz  pensja w Złotym Melonie są teraz jedynym składnikiem mojego PIT i naprawdę mi to wystarczy. Założyliśmy sobie w WOŚP, że nie będziemy wydawali więcej niż 10 proc. rocznych przychodów na administrację i organizację. I spełniamy to, często wydajemy mniej. To dobry wynik. Niektóre fundacje wydają na tzw. koszty administracyjne od 30 do 50 proc. I jeszcze jedno - gdyby jutro WOŚP miała się rozwiązać, to wszystko co mamy, cały majątek, łącznie z siedzibą oraz spółką Złoty Melon, przeszedłby na własność Ministerstwa Zdrowia. Fundacja pozostawi po sobie majątek, a nie tumany kurzu i długi.

Przez lata głównym zarzutem wobec WOŚP była interpretacja hasła „Róbta co chceta”. Te zarzuty o finanse są dość świeże. Jaki zarzut dziwił cię najbardziej?

Było ich tyle... Dwa najbardziej. Pierwszy o pokupowaniu sobie „pałaców”. Takie rzeczy się zarzucało jeszcze w PRL, by kogoś zdyskredytować. Pokazałem więc jak mieszkam, otwarcie, wszystkim. I drugi zarzut, ten w którym oskarżano nas, że przywłaszczyłem sobie 46 milionów złotych. Czy ktoś, kto to powtarza zdaje sobie sprawę z tego ile to jest 46 mln dolarów?! To jest fura pieniędzy, mniej więcej tyle co Finał orkiestry. Kiedyś, na potrzeby marketingowe na kongres kardiochirurgów wydrukowaliśmy nawet 65 mln dolarów...

Jak to wydrukowaliście?

Fałszywe dolary, sami je zaprojektowaliśmy, z logiem WOŚP, by pokazać ile do tej pory zebraliśmy. To było z 10 lat temu. I to było pełne pudło po lodówce, w 100 dolarowych banknotach. Jak widzicie film, gdy gangster biegnie z torbą lub workiem, to w tej torbie jest niewiele. Jak zachachmęcić 46 mln złotych, przy kontrolach skarbówki, ministerstw, audytach?

Bo ja wiem? Jesteś sprytny, umiałeś zorganizować wielką fundację z niczego, może potrafisz zachachmęcić?

To było tak kuriozalne oskarżenie, że wydawało mi się, że wszyscy będą się z tego śmieli, a okazało się, że to poszło w Polskę. Powtarzano to. Stąd to moje bieganie po stole z puszką, które wielu śmieszyło, a niektórym się nie podobało.

Przeczytałem też zarzut, że organizowałeś „Przystanek Woodstock” na polu minowym. Poszedłeś do wójta, on ci odpowiedział „mam tylko pole minowe”, a ty na to „nie ma sprawy, oczyszczę młodymi przy pierwszym pogo pod sceną”?

To byłoby za proste, kwestie festiwalu omawiamy na poziomie marszałka i wojewody lubuskiego. Zresztą teren Przystanku to był rzeczywiście dawny poligon. I dzięki temu, że mieliśmy w tym miejscu zorganizować Woodstock, teren był wielokrotnie przeszukiwany i badany. Obecnie jest to teren inwestycyjny, przez co obszar festiwalu z roku na rok nieco się kurczy. Słyszałem zresztą, że Rosjanie w czasie wojny bardziej w te tereny uderzyli, bo im się pomyliły z okolicami Berlina. Wysłali podobno nawet depeszę do Stalina „Berlin zdobyty”, choć zostało 80 km...

A co z zarzutem „Gazety Polskiej”, że wspierasz chiński wywiad? Grubo.

Jak Boga kocham, nie słyszałem o tym!

Chodzi o dwie chińskie firmy powiązane z firmami wspierającymi WOŚP jako sponsorzy, partnerzy.

Zapewne ponad 90 proc. kubków na WOŚP, koszulek i innych gadżetów pochodzi z Chin i w jakiś sposób wspiera  rząd chiński. Nie wspominam nawet o komputerach na biurkach każdego z nas czy o naszych telefonach komórkowych. W ten sposób można wielu ludzi i wiele instytucji bezsensownie oskarżać. Gdyby ktoś nam pokazał, jak to zrobić, by nie korzystać z tego, co produkowane jest w Chinach, z czego korzystają wszyscy, byłoby świetnie. Łatwo być Wujkiem Dobrą Radą, ale w obecnej rzeczywistości trzeba by chodzić nago i nie korzystać z niczego, by Chiny omijać.

Czyli zarzuty wciąż będą...

Z jednej strony były w tym roku te zarzuty, ale z drugiej są też przecież głosy ludzi, że byli, widzieli sprzęt, że uratował życie bądź zdrowie, więc dadzą dla WOŚP więcej. 4,5 mln przebadanych dzieci to więcej, niż grupka hejterów. Każdego dnia rodzi się w Polsce jakieś 1200 dzieci. To jest mniej więcej1100 mam, które mają różne poglądy, mogą mnie lubić bądź nie, ale ich dzieci na naszej akcji zyskują. Te zarzuty nie są zresztą polską specyfiką. Znajomi z USA mówią, że gdybym WOŚP robił tam, to od razu by mi wyliczali czy pomogłem odpowiednio dużo dzieciom czarnoskórym, latynoskim, azjatyckim biednym, bogatym i też byłyby ataki, też by znaleźli, że coś jest nie tak. Taki jest świat.

ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail