Romuald Orzeł: Nie siedzimy na walizkach

2010-07-10 11:00

Na razie przygotowujemy jesienną ramówkę - mówi w rozmowie tygodnia "Super Expressu" Romuald Orzeł, prezes TVP

"Super Express":- Panie prezesie, spakował pan już swoje rzeczy?

Romuald Orzeł:- A widzicie panowie tu jakieś kartony? Na razie przygotowujemy jesienną ramówkę. Jest to niezwykle trudne, ponieważ na każdy program, na każdy projekt musimy teraz patrzeć przede wszystkim przez pryzmat złotówki.

- Czyli ostre cięcia w jesiennej ramówce?

- Bylibyśmy szaleńcami, gdybyśmy dokonywali jakichś radykalnych zmian. Wszystkie programy, które mają stałą pozycję w ramówce, zostaną. Także te, które nie są w stanie na siebie zarobić. Mam na myśli programy dla dzieci, na przykład "Wieczorynkę", ale także publicystykę i teatr telewizji. Choć w tym ostatnim przypadku na premierowe spektakle nie będzie nas najprawdopodobniej stać.

- Coś spadnie z ramówki?

- W TVP 1 zakończono emisje cyklu programów takich jak "Supermodelki", "Śpiewaj i Walcz", "Brodzik od kuchni", natomiast w TVP 2 "Hit dekady", "Dzieciaki górą", "Powiedz tak", "Historie prawdziwe".

- A nowości?

Porcja nowych programów rozrywkowych, a w tym: "Marionetki", "Quiz Kabaretowy", teleturniej familijny "Czy znasz swoje dziecko", cykl dokumentalny "Andrzej Fidyk zaprasza", program "Wzruszyła mnie Twoja historia". Ponadto na antenie TVP 2 nowe odcinki bardzo popularnego serialu "Czas honoru".

- Programy Wildsteina i Pospieszalskiego zostają?

- Publicystyka pozostanie właściwie w niezmienionym składzie. Chcę wyraźnie podkreślić, że mimo wszystkich zarzutów trudno znaleźć w Polsce stację, gdzie może się zaprezentować tak szerokie spektrum publicystów.

- Czyli Tomasza Lisa także zobaczymy jesienią na antenie TVP?

- Dyrektor Dwójki chce kontynuować współpracę z panem Tomaszem Lisem. Więc będzie. Ponadto będzie Ziemkiewicz, Żakowski, programy reporterskie, interwencyjne, z najlepszym w Polsce w tej ostatniej kategorii "Sprawa dla reportera" Elżbiety Jaworowicz.

- Ile kosztowała telewizję ostatnia kampania wizerunkowa "Telewizja Polska - my jesteśmy wiarygodni"?

- Koszty kampanii wizerunkowej to ok. 110 tys. złotych

- Nie szkoda było tych pieniędzy?

- Nie. Od pół roku tłuką nas i kopią wszyscy. Z różnych powodów. Jeśli z merytorycznych, to chylimy czoła i wszystko co niedobre na bieżąco naprawiamy. Jeśli natomiast te razy są niezasadne, to musimy reagować. Można się oczywiście procesować. My przybraliśmy inną formułę - postanowiliśmy się chwalić naszymi osiągnięciami.

- Tyle że trafienie z wynikami w pierwszej turze wyborów prezydenckich było zasługą OBOP-u i zastosowanej przez ten ośrodek metody, a nie telewizji!

- O, przepraszam. Warunki wyjściowe wszystkie stacje telewizyjne i gazety miały takie same. Długo zastanawialiśmy się, jaką metodę badań wybrać. Tańszą - czyli telefoniczny sondaż, czy jednak droższy exit poll. Zdecydowaliśmy się wydać spore pieniądze, bo uznaliśmy, że Polacy mają prawo dostępu do jak najbardziej wiarygodnej informacji.

- Wydajecie pieniądze na badania, a tymczasem telewizję czekają poważne zwolnienia. Od kilku tygodni szeregowi pracownicy spółki noszą koszulki z napisem "Jestem tu niepotrzebny". Jedna z gazet napisała zaś, że na Woronicza zostaną niedługo tylko dyrektorzy.

- Ta gazeta również przechodziła procesy restrukturyzacyjne, w efekcie których na bruku znalazło się kilkaset osób. Powiem tak, odziedziczyliśmy telewizję w bardzo krytycznym momencie. Ubiegły rok zamknął się 200-milionową stratą. Wpływy z abonamentu spadły. W związku z tym od stycznia wdrażamy cały szereg procesów restrukturyzacyjnych. One będą musiały dotknąć także ludzi, bo w TVP jest przerost zatrudnienia. Musimy zacisnąć pasa.

- Zostawmy pieniądze i przejdźmy do polityki. Czy TVP to gniazdo os, jak stwierdził przed wyborami Bronisław Komorowski?

- Autorytet pana prezydenta nie powinien mi dawać prawa do komentowania jego wypowiedzi. Ale w tym wypadku trochę mu się pomyliło. Gdyby powiedział coś o gnieździe Orła. Ale osy?

- Nie zgadza się pan z zarzutami o brak obiektywizmu TVP w kampanii wyborczej?

- A kto te zarzuty artykułuje?

- Na przykład Fundacja Batorego.

- Za komuny mówiło się: dajcie mi człowieka, a paragraf się znajdzie. Tu również postawiono tezę - telewizja jest nieobiektywna. Jak jej dowieść? Przeprowadza się jakieś badania, stosuje się jakąś nieznaną metodę. Te badania potem składa pan Wojciech Mazowiecki. Teraz pytanie - czy mamy do czynienia z raportem Fundacji Batorego czy też faceta, który za wszelką cenę chce udowodnić swoją tezę, by później ją wygłosić na łamach ulubionej "Gazety Wyborczej" lub w Superstacji.

- Nie trzeba czytać raportu, by dojść do wniosku, że nie wszystko w TVP wygląda tak, jak potrzeba.

- Konkrety poproszę.

- A ile mamy czasu?

- Przyznaję, że nie analizuję wszystkich programów informacyjnych. Ale proszę mi wierzyć - nie mam gorącej linii podpiętej pod szefów programów informacyjnych i publicystycznych. Nie dostaję też żadnych telefonów od prawej, lewej czy środkowej strony. Być może są w "Wiadomościach" jakieś niuanse. Nie dam głowy za wszystkich z 4 tys. osób pracujących w tej spółce. Gdybym jednak przyłapał kogoś na czymś nagannym, wyciągnąłbym konsekwencje.

- A nie jest panu wstyd, że sztaby kandydatów pisały scenariusz prezydenckiej debaty?

- Tej sztabowej reżyserki do końca nigdy pewnie nie unikniemy. Za oceanem debaty kandydatów też są przez sztaby szczegółowo przygotowywane. Zgadzam się natomiast z tym, że te debaty nie miały najlepszej formuły. Z różnych względów. Przede wszystkim z punktu widzenia ludzkiej ciekawości. To nie jest tylko kwestia TVP, ale całego środowiska dziennikarskiego, bo przecież debata była także w TVN i Polsacie. W tym wypadku powinniśmy mówić jednym głosem. Jeśli w przyszłości ze strony sztabów padną takie propozycje, to nie powinniśmy ich przyjąć.

- Pozostańmy przy debacie. Czy pytanie dziennikarki TVP Joanny Lichockiej do Jarosława Kaczyńskiego, które było pytaniem z tezą, nie było niestosowne? Część dziennikarzy i polityków PO stwierdziło, że zachowała się jak sztabowiec PiS. Grzegorz Miecugow oskarżył ją o to, że pytanie było uzgodnione z Kaczyńskim, a Jarosław Gugała zarzucił, że złamała zasady ustalone przed debatą.

- Każdy dziennikarz miał prawo do samodzielnego formułowania swoich pytań do kandydatów biorących udział w debacie. Jako prezes TVP nie miałem wglądu w te pytania. Z tego co wiem, oskarżenia redaktorów Grzegorza Miecugowa oraz Jarosława Gugały znajdą swój finał w sądzie. Tam będą mieli okazję udowodnić swoje zarzuty. Ale też trzeba podkreślić, że inni dziennikarze stanęli murem za Joasią. A w ogóle przykra to praktyka, że jedni dziennikarze opluwają drugich. Kiedy rozpoczynałem zawód reportera, obowiązywała niepisana zasada solidaryzmu zawodowego.

- TVP przetrwa?

- To nie jest pytanie do mnie, ale do polityków. Chcą nas wziąć głodem, ale na razie im się to nie udaje. Nie uskar-żam się, ale trudno mi zrozumieć, dlaczego państwo w sprawie TVP nie kiwnie palcem. Zwłaszcza że ma do tego wszystkie prawne instrumenty. TVP pomimo braku tych narzędzi po 6 miesiącach działalności obecnego zarządu osiągnęła dodatni wynik finansowy i zachowuje płynność, a przypomnijmy, że ten zarząd startował od poziomu minus 200 mln zł.