Wiktor Świetlik

i

Autor: Piotr Piwowarski

Wiktor Świetlik: Łapy precz od premierowicza

2012-08-09 4:00

Dopiero minął tydzień, od kiedy koledzy dziennikarze wstydzą się za osoby, które stworzyły na Powązkach zagrożenie dla polskiej racji stanu, gwiżdżąc na Hannę Gronkiewicz-Waltz, a już prawica kombinuje jakieś tematy zastępcze. Nie oszczędza się przy tym nawet rodzin osób świętych. Tymczasem nie dość, że bezczelne pismaki i jakieś typy spod opozycyjnej gwiazdy zepsuły dwa trójmiejskie biznesy, to jeszcze uczepiły się samego premierowicza, który miał z tymi zacnymi przedsięwzięciami jakieś kontakty, i zaczęły publicznie o kontakty owe zadawać pytania. I to już jest zdecydowana przesada.

Na szczęście mamy takich, co zawsze na posterunku. "Nie wyplenimy korupcji i nepotyzmu, urządzając polowanie na "pasujące politycznie" osoby. Musimy mądrze zmieniać prawo, pracować nad kulturą polityczną i obyczajem, a to dużo mniej spektakularne niż łapanka na syna premiera" - mądrze napisała redaktor Agata Nowakowska z "Gazety Wyborczej". O, nie wyplenimy!

Wyobraźmy sobie, że to nie syn premiera łączyłby pracę na państwowym lotnisku z pisaniem ekspertyz dla podejrzanej firmy, a mąż Marty Kaczyńskiej, pociotek Pawlaka albo Millera. Wtedy, bez względu na stan faktyczny, można by go wdeptać w ziemię i skakać po nim do świąt Bożego Narodzenia, a może nawet i do Wielkiej Nocy. Koledzy z "Wyborczej", a także wszelkiej maści lisoidzi, pierwsi domagaliby się śledztwa, prawdy, ustalenia wszystkich związków tej osoby ze sławnym krewniakiem, a może nawet usunięcia się tego ostatniego z życia publicznego do czasu wyjaśnienia "afery". Ale premierowicz? O, co to, to co innego. "Plwać na zbrodnie, lżyć złej woli, ale świętości nie szargać, bo trza, żeby święte były" - pisał wieszcz. Łapy precz od premierowicza!

Myślę, że usłużni koledzy i słuszne koleżanki powinni rozpocząć teraz ogólnopolską debatę o tym, co zrobić, żeby na przyszłość uniknąć tego rodzaju szargania dobrego imienia rządzącej familii. To nie polska flaga, żeby na nią pluć albo w psią kupę wsadzać. Z pomocą powinien nadejść Senat. Niedawno słyszałem, jak dostojni mędrcy z nietulonym żalem wypowiadali się o swoim poprzednim projekcie zmian w prawie prasowym. Wedle niego każda opinia publicystyczna w gazecie rodziłaby konieczność publikowania długaśnej odpowiedzi osoby, do której się odnosiła. Chyba pora wrócić do tego projektu. A może nawet go nieco zmodyfikować? Mamy wolność słowa, gazet czy portali internetowych nie wolno zamykać. Ale co zrobić z tymi, które zadają niewygodne pytania o Michała Tuska albo niedostateczną ilość miejsca poświęcają zbrodniczym okrzykom na Powązkach? Może niech przynajmniej zamiast publikować treści własne, niech zostaną zobligowane do publikowania samych tylko odpowiedzi i sprostowań rządzących polityków i urzędników. Do wolności i demokracji też trzeba dorosnąć.