Rafał Grupiński

i

Autor: Tomasz Radzik Rafał Grupiński, PO

Rafał Grupiński: Z Gowinem nikt nie pójdzie

2013-02-23 7:30

Kwaśniewski utrzymuje popularność, będąc poza polityką. Z Palikotem szybko ją straci - mówi szef klubu PO

"Super Express": - Donald Tusk zapowiadał duże zmiany w rządzie, jednak rewolucji nie było. Bartłomiej Sienkiewicz zastąpi w MSW Jacka Cichockiego, ten z kolei będzie szefował Kancelarii Premiera.

Rafał Grupiński: - Ta decyzja wynikała z potrzeby współpracy w Kancelarii Premiera z Jackiem Cichockim, jako jednym z najbardziej zaufanych ministrów. Cichocki taką rolę pełnił już przez kilka lat jako koordynator służb specjalnych w KPRM. Donald Tusk bardzo cenił tę współpracę, dlatego to była jego naturalna decyzja.

Ale Tusk mógł wymienić Cichockiego choćby na Marka Biernackiego, doświadczonego polityka, kiedyś szefa MSWiA, doskonale znającego służby. Wybrał Sienkiewicza - osobę spoza polityki. Może łatwiej rządzić taką osobą?

Myślę, że decyzja premiera wynikała z potrzeby ciągłości zarządzania MSW. Sienkiewicz i Cichocki blisko współpracowali ze sobą już wcześniej, wywodzą się z tej samej szkoły myślowej. Sienkiewicz w MSW zapewnia szefowi rządu kontynuację i ten sam kierunek zmian, jaki zapoczątkował Cichocki. A Sienkiewicz jest silną osobowością. Z kolei Biernacki doskonale zna resort i służby, ale musimy uszanować decyzję premiera.

Mówiło się też, że minister rozwoju regionalnego Elżbieta Bieńkowska zostanie wicepremierem, co zapewne ociepliłoby wizerunek rządu. Tymczasem został nim chłodny szef resortu finansów Jacek Rostowski. Premier dostrzegł w końcu kryzys w Polsce?

Nominacja Rostowskiego jest o tyle oczywistym ruchem, że sankcjonuje jego silną pozycję w rządzie. Ona powinna być i właśnie staje się większa w czasach europejskiego kryzysu gospodarczego, który przetacza się nad Polską od 2008 r. Choć mianowanie wicepremierem Elżbiety Bieńkowskiej byłoby dobrym podkreśleniem zwieńczenia sukcesów rządu w Brukseli. Jedno jest pewne: Jacek Rostowski to kluczowy minister w rządzie na czas kryzysu.

Tylko, czy nie będzie tak, że jeśli kryzys się nasili, to wtedy łatwiej premier będzie mógł zrzucić odpowiedzialność właśnie na wicepremiera Rostowskiego?

W istocie rola i odpowiedzialność Rostowskiego teraz w sensie formalnym dodatkowo wzrośnie, przede wszystkim za stan polskiej gospodarki. Myślę, że minister finansów ma tego pełną świadomość.

A jeśli Rostowski nie poradzi sobie z kryzysem, to teraz Tuskowi łatwiej będzie ściąć mu głowę?

Premier i minister finansów bardzo blisko ze sobą współpracują, szanują się. Rostowski jest teraz jednym z najbliższych doradców pana premiera, więc nie sądzę, aby taki czarny scenariusz, o którym pan mówi, kiedykolwiek się ziścił. Zakładam przy tym, że polska gospodarka będzie się wkrótce znów rozpędzać.

Rostowski wicepremierem to również zagranie na nosie ludowcom. Pozycja wicepremiera i ministra gospodarki Janusza Piechocińskiego z PSL będzie teraz o wiele słabsza.

Nie sądzę. Przypomnę, że wicepremierem w poprzedniej kadencji był Grzegorz Schetyna. Naturalne jest więc, że PO ma też swojego wicepremiera. PSL nie ma się czego obawiać. Jeśli jednak chodzi o pretensje naszego koalicjanta, to na pewno mają oni większe do ministra Gowina za likwidację siedzib małych sądów niż do premiera Tuska, czy ministra Rostowskiego.

Nie jest tak, że premier celowo rozpętał burzę medialną wokół rządowych roszad, by opinia publiczna nie dyskutowała o pakcie fiskalnym? Sejmowa dyskusja na ten temat przeszła prawie niezauważenie.

Kolejny raz się nie zgodzę. Myślę, że premier zabiegał u marszałek Ewy Kopacz o to, aby debata nad paktem była długa i żeby o tym dyskutowano bez ograniczeń. Wypowiedź premiera o rekonstrukcji rządu spowodowała, że ważny przekaz o jego sukcesie w Brukseli i pieniądzach, jakie przywiózł, został nieco przykryty przez media zmianami personalnymi.

Żartuje Pan. Większość mediów rozpływała się w zachwycie nad tzw. sukcesem Tuska w Brukseli.

Tu się różnimy. Niestety media zbyt mocno skoncentrowały się na temacie zmian w rządzie.

Premier oszczędził Gowina. Bał się rozłamu w PO i kruchej rządowej większości w Sejmie?

Myślę, że głównym problemem dla premiera było nie pozostawienie, czy odwołanie ministra Gowina, ale próba rozmówienia się z frakcją konserwatystów wewnątrz partii. Trzeba pamiętać, że minister sprawiedliwości prowadzi m.in. bardzo ważną reformę deregulacji zawodów.

Pan - liberał w PO, chciałby odwołania konserwatywnego Gowina?

Nie wypowiadam się o nominacji czy odwoływaniu ministrów w rządzie. Premier sam dobiera sobie współpracowników. Ale jeśli już pan pyta, to z Gowinem nie zgadzam się w kilku sprawach, choćby w kwestii likwidacji małych sądów. Bardzo się różnimy w kwestii związków partnerskich. On jest przeciwnikiem, ja ich zwolennikiem. Demokracja jest systemem, który się sprawdza wtedy, kiedy szanuje się prawo mniejszości. My nie jesteśmy od tego, aby stanowić prawo, jak myśli minister Gowin, według wyłącznie własnych poglądów.

Premier ostro zagroził grupie Gowina, że albo poprze projekt PO ws. związków partnerskich, albo mogą się pożegnać z partią. Z kolei konserwatyści mówią, że nie poprą tych związków. PO jest bliska rozpadu?

Nie przesadzajmy. PO nie rozpadnie się z powodu związków partnerskich. Nie uważam, aby jakaś grupa posłów wychodziła z PO wraz z ministrem Gowinem, gdyby ten chciał przeciwstawić się partii jako całości i samemu premierowi. Zdecydowany i mocny głos Donalda Tuska ostrzega przed rozbijaniem jedności Platformy. Szef rządu uważa, że jest czas dyskusji, ale później przychodzi czas decyzji, które się podejmuje. W partiach jest tak, że to mniejszość dostosowuje się do większości, a nie na odwrót. Jedność jest tu bardzo istotna, a nie używanie światopoglądu, aby instytucjonalizować frakcję, jak to nazwał premier.

Zgodzi się pan, że premier nie panuje nad partią. Frakcje, walka o pozycję różnych grup, formalnych, mniej formalnych. Liberałowie kontra konserwatyści…

Zapewniam, że przewodniczący Tusk panuje nad partią. W PO nie ma frakcji. Są różne skrzydła, ale właśnie o to chodzi, aby były. Powinniśmy w tej luźnej formie dalej w PO pracować i ją rozwijać. Myślę, że w tej sprawie wszyscy się zgadzają.

Najbardziej nieudolni i niepopularni ministrowie zostali. Minister zdrowia Bartosz Arłukowicz, szef resortu transportu Sławomir Nowak, czy ministra sportu Joanna Mucha.

Resort zdrowia jest szczególnie trudny i tu zawsze będą pretensje odnośnie zarządzania. Co do fotoradarów, nie wszystko zostało dobrze przeprowadzone. Sama jednak dbałość o bezpieczeństwo kierowców i przechodniów nie powinna być przedmiotem krytyki. Z kolei minister Mucha była często niesłusznie krytykowana.

Spekulowano, że premier chce pana odwołać z funkcji szefa klubu. Bo jest pan zbyt blisko z Grzegorzem Schetyną, któremu swego czasu Tusk pokazał miejsce w szeregu.

Spekulacje co do mojego odejścia z funkcji szefa klubu PO podejmowane były wielokrotnie i jakoś się nigdy nie sprawdzały.

Pański przyjaciel Schetyna chciałby wejść do rządu?

Żaden poważny polityk nie będzie rozważał, czy chce wejść do rządu, jeśli nie otrzymał wcześniej takiej propozycji od premiera.

PO chce karać za słowo więzieniem. Dwa lata odsiadki za "język nienawiści". Prawnicy i HFPC nie pozostawiają suchej nitki na waszym pomyśle.

To kwestia do przedyskutowania. Chodzi o mowę nienawiści z punktu widzenia rasy, antysemityzmu, czy płci. Często można kogoś bardziej zranić słowem niż nożem. Te dwa lata to jest maksymalny wymiar kary i być może należy ją zmniejszyć. Jestem przekonany, że za język nienawiści, dotyczący np. preferencji seksualnych trzeba karać.

Należałoby ukarać posła Niesiołowskiego za mowę nienawiści wobec Agnieszki Holland? Powiedział, że reżyser obchodzi tylko "córunia lesbijka". Rozumiem, że powołana przez Was niedawno Rada ds. Przeciwdziałania Dyskryminacji Rasowej, Ksenofobii i Nietolerancji to właśnie w sprawie Niesiołowskiego?

Był to atak słowny, zupełnie niepotrzebny. Jako szef klubu PO upomniałem go, że było to nieeleganckie.

Łagodnie pan to nazywa.

To nie był język nienawiści, tylko dość niezręczna wypowiedź.

Premier znów wsiądzie do Tuskobusa i pojedzie w kraj, aby na wynegocjowanych unijnych pieniądzach budować swą przyszłość i torować drogę ku trzeciej kadencji?

Trzeba mówić o tym sukcesie. Jeśli ludzie się zorientują, jak bardzo konkretnie ten zastrzyk finansowy przełoży się na modernizację ich "małych ojczyzn", wtedy też i ich nastroje się poprawią.

Te pieniądze przekładają się na poprawę życia pojedynczych ludzi? Tak jak wzrost PKB też się nie przekłada.

Decyzje polityczne nie od razu przekładają się na codzienność życia zwykłych ludzi. Dopiero ich suma z wielu lat działa pozytywnie albo negatywnie. My robimy wszystko, by wprowadzane przez nas zmiany były korzystne dla Polaków.